Plecami do widza

Drugiego dnia Festiwalu Klamra widzowie mogli dowiedzieć się, czym jest teatr niewerbalny. "Kołysanka" zespołu A Part nie zachwyciła, lecz nie pozostała obojętna.

Organizatorzy XVII Spotkań Teatrów Alternatywnych Klamra zaprosili dziewięć grup - przedstawicieli różnych nurtów scenicznych. W niedzielę w Od Nowie zaprezentował się Teatr A Part. Torunianie obejrzeli prapremierę spektaklu "Kołysanka". To przedstawienie bez słów. Etiuda, której fundamentem są symbole, muzyka i gesty. 

Bohaterką inscenizacji jest umierająca kobieta. Jej starcze ruchy, palące się na stoliku świeczki oraz chodzik to metafora pożegnania, smutku i końca. Wszystko dzieje się powoli. Każdy krok i obrócenie głowy wymaga od bohaterki poświęcenia. Gdzieś w tle przewijają się wspomnienia. Dawne miłości i przyjaźnie wywołują na twarzy bohaterki tylko nienaturalny grymas, który uśmiechem był kilkanaście lat wcześniej. Koniec jest znany. Kobieta umiera. Śmierci nie towarzyszy jednak żałobny marsz, ale pieśń o miłości. 

Po spektaklu widać było zakłopotane twarze widzów. Nie o niezrozumienie chodziło, ale o pustkę, jaką "Kołysanka" pozostawia, gdzieś w środku. - Po prostu nie lubię robić teatru z dialogami - mówił podczas dyskusji z widzami Marcin Herich. - Dlatego przekaz odbywa się na zupełnie innej płaszczyźnie. Sensy utkwione są w metaforach i symbolach. 

Debata o gustach jest zawsze jałowa i skazana na porażkę. Reżyserowi nie można zarzucać, że swoją wrażliwość przekazuje środkami, które nie operują słowem. Taki artysta, podobnie jest z teatrem tańca, musi mieć jednak świadomość, że jego kontakt z widzem będzie utrudniony. Nie zabraknie oczywiście mniejszości, która doskonale będzie poruszała się w świecie gestów i metafor. Ale laicy pozostaną w nieświadomości. - W naszej twórczości nie chodzi o dokładne zrozumienie - tłumaczył w Od Nowie Herich. - Każdy może interpretować poszczególne sceny tak jak chce. Pod każdy symbol można podkładać swoje przeżycia i wspomnienia. 

Herich mówił też o filozofii egzystencjalnej i Martinie Heideggerze. Grająca w spektaklu Maria Katarzyna Gliwa opowiadała o tym, jak ważne dla niej przy pracy nad "Kołysanką" były osobiste przeżycia. Szkoda, że sceniczny ładunek emocjonalny był ubogi i nie przystawał do artystycznych inspiracji. 

Spektakl Teatru A Part to dowód na to, że najwięcej ryzykują artyści, którzy mierzą się z uniwersaliami. Herich podjął walkę z tematem śmierci i poległ. Jego przedstawienie jest małą namiastką uczuć, jakie wywołują w ludziach tragiczne rozstania. Pustka, jaka zostaje w widzu po "Kołysance", jest właśnie różnicą między rzeczywistością a katowicką etiudą. Nie chodzi o brak słów, ale emocji. O takich inscenizacjach zapomina się najszybciej. 

We wtorek w Od Nowie zobaczymy założony w 2004 r. w Lublinie Teatr Maat Projekt. Spektakl "My (Requiem)" to przykład teatru tańca. Po przedstawieniu zaplanowano spotkanie z Julią Hoczyk z miesięcznika "Scena". Dziennikarka opowie o tym, czy można zrozumieć niewerbalne.



Marceli Sulecki
Gazeta Wyborcza Toruń
17 marca 2009