Pływanie bez ratownika
Zawsze idę na kolejny spektakl Krystiana Lupy z podnieceniem, ale i wielkim strachem. Strach wynika głównie z tego, że nie wiem, czy się wkręcę czy nie. Jeśli się wkręcę, to odpływam w stworzony przez reżysera świat, jeśli nie - przechodzę wielogodzinne męczarnie, które zamieniają się z zaciętą walkę ze snem. Podobnie było i tym razem. Poszedłem do krakowskiej PWST obejrzeć Pływalnię, spektakl dyplomowy, który Lupa zrobił ze swoimi studentami. Strach był wielki, ale minął dość szybko. Wkręciłem się w ten świat od razu. I odpłynąłem.Pływalnia powstała na podstawie "Kręgu Personalnego 3:1" Larsa Noréna, kontrowersyjnego szwedzkiego dramatopisarza, który szczególnie sobie ukochał ludzi z dołu albo - jak kto woli - z boku. I dokładnie tacy są bohaterowie Lupowego spektaklu. Spotykamy ich w nieczynnej, zdewastowanej pływalni. Ktoś przyciągnął do niej starą wersalkę i kawałek stołu. Wszędzie wala się pełno śmieci, butelek, puszek, niedopałków. Z głośnika w kącie sączy się rytmicznie jakaś muzyka, na suficie ćmią jarzeniówki. Totalna deliryczna rozpierducha.
Jej bohaterami są lunatycy; porzuceni, wykluczeni, pogubieni życiowi wykolejeńcy. Piją, ćpają, pieprzą się i prowadzą ze sobą półświadome, bo zwykle pod wpływem jakiś substancji świadomość ograniczającą, rozmowy. Narkomani, alkoholicy, schizofrenicy, prostytutki i przestępcy. Przegrani, skopani, skazani przez los. O takich porządni ludzie mówią: śmieci, element, jednostki bezproduktywne. Nie ma już dla nich ratunku. Ani wewnątrz, ani zewnątrz. Sieroty bez rodziców. Kiepsko płyną przez życie, a ratownika brak.
Dyplom z Krystianem Lupą to dla młodych aktorów wyjątkowa gratka i wielkie wyzwanie. Trzeba tu bowiem zagrać strzępkiem tekstu, urwaną rozmową, emocją. Grać, ale jakby nie grać. Niewiele mówić, ale cały czas bardzo być. Z tego trudnego zadania zespół wywiązuje się wyśmienicie. Oko przyciągają szczególnie zbiegła z psychiatryka neurotyczna Anna (Aleksandra Pisula) i Johan/Ion/Aktor (Tomasz Madej), który ma w sobie jakieś nieprzebrane pokłady emocji i melancholii. Wzruszył mnie jakoś, a to nieczęsto mi się zdarza w teatrze. Jednak i oni schodzą na drugi plan, kiedy na scenie pojawia się Heiner (genialny Bartłomiej Kotschedoff!) - bezczelny, brutalny szczególnie wobec swojej dziewczyny Leny (Anna Maria Stachoń), zimny, diabelnie błyskotliwy, charyzmatyczny, oczytany (ma całego Dostojewskiego w małym palcu), wyszczekany i wyraźnie uważający się za górującego intelektem nad resztą przystojniaczek. Heiner już wie, że świat to jedno wielkie kłamstwo. Wszystko to ściema, nawet cierpienie Jezusa na krzyżu było słabą ustawką, bo - przepraszam - czy można porównać kilka godzin na krzyżu do męki Holocaustu?
Bardzo na mnie ten spektakl zadziałał emocjonalnie. Przez trzy godziny chodziła mi po głowie myśl, żeby wstać i dołączyć do tych życiowych rozbitków, bo to jednak moi ludzie. Czuję zawsze jakąś wspólnotę ze wszelkimi outcastami. A wychodząc z teatru pomyślałem sobie, jakie mają szczęście ci studenci krakowskiej PWST, że wchodzą w aktorski świat z takim niezwykłym doświadczeniem teatralnym (ich warszawscy koledzy grają nieustannie w dyplomowych pierdach) i zastanawiałem się, który czołowy polski teatr przechwyci Bartłomieja Kotschedoffa, bo to jest jakiś aktorski diabeł.
Pływalnia, według Kręgu Personalnego 3:1 Larsa Noréna, opieka pedagogiczna: Krystian Lupa, premiera: 12 kwietnia 2013 r., Teatr PWST w Krakowie / pokaz w ramach Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego Boska Komedia w Krakowie
Mike Urbaniak
www.panodkultury.wordpress.com
19 grudnia 2013