Po bożemu
- E tam, ten spektakl jest zrobiony po bożemu, nic wielkiego - powiedział jeden z widzów w przerwie spektaklu, w którym grano klasyczny dramat.- Wcale nie jest po bożemu, jest zrobiony ciekawie - odpowiedziała jego partnerka.
Z określeniem "po bożemu" wypowiadanym z lekką pogardą, spotkałam się w ostatnim czasie kilka razy i zaczęło mnie to zastanawiać. Co dziś oznacza "po bożemu" w interpretacji klasyki na scenach teatralnych? Wystawienie sztuki w kostiumach z epoki i wierność literackiemu tekstowi oraz przesłaniu autora? Pewnie tak, ale dlaczego spotyka się to z taką pogardą?
Kiedy w latach 90. ubiegłego wieku pojawiło się pokolenie młodych reżyserów (Augustynowicz, Warlikowski, Jarzyna, Cieplak i inni), Piotr Gruszczyński napisał o nich w książce "Ojcobójcy", w której pisał: "Zachwiali samozadowolonym napuszeniem teatru repertuarowego i zabrali palmę pierwszeństwa w poszukiwaniu nowatorskich rozwiązań teatrowi alternatywnemu. Zostali docenieni za granicą i stali się »polską reprezentacją« pokazującą spektakle na najważniejszych festiwalach. Uratowali polski teatr przed nudą i sztampą konwencji".
Młodzi twórcy szybko znaleźli swoich wiernych wyznawców, którzy tak samo łatwo, jak obdarzyli miłością i podziwem młodych i zdolnych reżyserów, zarzucili niechęcią i pogardą starsze pokolenie twórców. Owszem, "Młodości, ty nad poziomy wylatuj" jak pisał wieszcz Mickiewicz, któremu też się obrywa wyłącznie dlatego, że jest wieszczem, niech młodość nad poziomy wylatuje, ale niech nie okazuje pogardy starości czy dojrzałości, które czasami cechują się pewną zgredowatością, skostniałością czy wręcz nudą. Świat się nie zaczyna tu i teraz, zawsze coś było wcześniej. Młodość nie może być pozbawiona szacunku dla tych, którzy wywodzą się z przeszłości, bo nigdy nie jest tak, że wszystko, co było kiedyś, było złe, a teraz młodzi wymyślą same dobre rzeczy. Szacunek do dawnych mistrzów świadczy o klasie młodego człowieka czy jego wielbiciela. Dlatego do dzisiaj odczuwam niesmak, kiedy przypominam sobie akcje palenia zniczy przed teatrami, które w mniemaniu wyznawców Ojcobójców, były przestarzałe, zmurszałe, mało nowatorskie, zarządzane przez osoby, które nie mają pojęcia o nowoczesnym teatrze. To było przykre i bez klasy.
Po latach okazało się, że "Ojcocobójcy" wcale nie są tacy doskonali i zdarzyły im się spektakle słabe czy nieciekawe, jak każdemu. Bo nie wystarczy wywrócić tekstu klasyka do góry nogami, tu uciąć, tam dopisać, dorzucić kilka wulgaryzmów, kazać się rozebrać Ofelii czy Hamletowi, dodać kilka szokujących efektów specjalnych czy ubrać aktorów w nowoczesne stroje. Trzeba mieć dobrą koncepcję. Trzeba wiedzieć, co dziś tekst klasyka może nam powiedzieć o świecie. I można wtedy ubrać aktorów stroje z epoki, czy lekko zasugerować epokę, a sztuka nadal będzie uniwersalna. Bo uniwersalność cechuje klasykę. Można pozostać wiernym tekstowi, a jednocześnie wiernym współczesnym realiom. Klasycy dlatego zostali klasykami, że byli mądrzejsi, widzieli i rozumieli więcej. Gdyby tak nie było, nikt dziś nie sięgałby po ich dzieła. Dlatego nie trzeba ich na siłę udoskonalać. A przełożyć na język współczesności nie oznacza wywrócić do góry nogami.
Może czasami warto sięgnąć do historii teatru, do lat 60. i 70., żeby zobaczyć jak ciekawe wtedy powstawały przedstawienia, bez udziwnień, ale nowatorskie. Jakie były "Dziady" Swinarskiego, jaki był "Hamlet" Wajdy. To u Wajdy po raz pierwszy w Polsce aktorka zagrała postać męską, a nie u Mai Kleczewskiej.
Dlatego kiedy słyszę pogardliwie wypowiadane "po bożemu", to zastanawiam się, czego ten widz szuka w teatrze. Jeżeli z przedstawienia dowiadujemy się czegoś o współczesnym świecie, to czy ono na siłę musi zawierać jakieś udziwnienia czy elementy szokujące? Jeżeli poprzez klasyka możemy przybliżyć problemy, które nas dzisiaj nurtują, stosując minimalizm na scenie połączony z wysoką jakością, to będzie nudno? Bo "po bożemu" znaczy nudno?
Spotkałam aktorów, którzy w luźniej rozmowie mówili, że mają już trochę dosyć przedstawień, w których wykrzykują manifesty w stronę publiczności, i chcieliby zagrać w spektaklu, w którym aktorzy prowadzą ze sobą dialog i patrzą sobie w oczy. W których jest rozmowa o czymś, a coraz mniej reżyserów chce robić takie przedstawienia. Wszyscy oczekują efektu "wow". Tylko że efekt "wow" nie wynika z efekciarstwa, ale z pewnej głębi, którą poeta miał na myśli, a którą mądry reżyser mądrze pokaże. Jeżeli się pojawia taki reżyser, to nie przeszkadza mi, że realizuje spektakl "po bożemu".
Małgorzata Klimczak
Dziennik Teatralny Zachodniopomorskie
19 sierpnia 2024