Po co komu taki teatr?

Teatr, który epatuje widzów odrażającym obrazem naszej współczesnej rzeczywistości i rozbudza negatywne emocje. Teatr, w którym człowiek staje się zakłamanym, upodlonym biologicznym stworem; wypraną z rozumu kalką stereotypów, przesądów i mechanicznych zachowań. Teatr, w którym próżno szukać nadziei, miłości i wiary w cokolwiek.

Teatr programowo destrukcyjny wobec tradycji, jakiegokolwiek porządku i miary, a także profesjonalizmu. Teatr tak osobny, wściekły i zdeterminowany, że aż podejrzany. Teatr, z którego wrażliwy widz po wyjściu może się tylko „pochlastać”…

Teatr… Wiem, wiem ! Słyszę te młode i silne gardła: „Artysta ma prawo do poszukiwań, do twórczej wolności, do samorealizacji w sztuce !” Ma. Tylko jaki artysta i jakim sposobem? Wielu w tym interesie samozwańców…

Nic w tym nagannego, że względnie młody artysta chce zaistnieć w sztuce i koniecznie wejść do Historii nawet tylnymi drzwiami. W teatrze też można zrobić karierę i wypromować nazwisko. Znacznie łatwiej niż w innych profesjach. Tak się porobiło, że trudno odróżnić zawodowca od amatora. Nawet już nie opłaca się tracić czasu na szkołę teatralną… Prosto z ulicy na scenę, żeby zmieniać świat i czynić rewolucję, której tak naprawdę publiczność nie potrzebuje. Tutaj źle zbudowany spektakl nie powoduje katastrofy jak źle skonstruowany most czy budynek. Jeszcze żadnego teatru nie zlikwidowano za pustki na widowni i zadłużenie. A szkoda.

Nie ma na świecie tak nieodpowiedzialnego zawodu jak „wolny artysta”. Pytanie: czy teatr może komuś zaszkodzić - wydaje się zatem dziwaczne i głupie. Co mi może zrobić przedstawienie takiego Jana Klaty? Jak się boję, to nie obejrzę. A jak obejrzę, to co? Każdy spektakl jest celową i wyrafinowaną / choć nie zawsze / manipulacją dokonywaną na publiczności i prowadzącą do swoistego „zniewolenia umysłu”… I co gorsza, nie każdy widz zdaje sobie z tego sprawę. Teatr może oświecić, ale i ogłupić. Widz w swojej masie tak naprawdę nie ma żadnych poważnych oczekiwań wobec teatru i dlatego jest bezbronny. Chłonie powierzchniowo i przeżuwa… Śmietnik ze sceny także. Podprogowo. Problem manipulacji staje się wrażliwy i dyskusyjny, jeżeli służy indoktrynacji odbiorców i narusza podstawowe wartości kultury i obyczaju. Teatr opowiadający się jednoznacznie za określoną ideologią staje się sztuką walki i destrukcji. Czy to dobry teatr na dzisiejsze czasy? Tak – jeżeli chcemy coś zbudować z chaosu i ruin. Czy taka postawa artysty ma dzisiaj społeczne przyzwolenie? Nie – tak w sztuce jak i w polityce.

Dlaczego zatem grupka reżyserów w zaledwie kilku teatrach, pragnąca po raz kolejny „odkrywać Amerykę” , stawiać nas do kąta i odblokować swoje hormony, cieszy się takim poparciem wpływowych mediów i aktualnej władzy? Konflikt w Starym Teatrze w Krakowie wyraźnie podpowiada polityczne podłoże tej afery. Ponad miarę i znaczenie rozdmuchanej. Nie tyle chodzi tutaj o „nowoczesny język” przekazu, który widz odbiera jako typowe „jaja”, ile o społecznie palący temat antysemityzmu, przypięty jak kwiatuszek do kożucha Zygmunta Krasińskiego i Konrada Swinarskiego. Kto chce dziś coś takiego oglądać w teatrze i, nie daj Boże, jeszcze przeżywać po raz n-ty? Temat – zjełczałe masełko ! Ale nie dla polityków i ich sympatyków w rozpolitykowanym teatrze. Dlatego tak niewiele myśli o sztuce w licznych komentarzach w sprawie krakowskiej afery, a tak wiele wrzasku wokół prawicowego desantu na widowni i lokalnego konserwatyzmu.

Modny ostatnio teatr polityczno-dokumentalny wpisuje się doskonale w aktualną sytuację społeczno-polityczną w Polsce. Naiwnie wierzy, że może mieć na nią wpływ. Jego obrazoburczy i prześmiewczy stosunek do wartości, symboli i haseł narodowych to „woda na młyn” naszych dwóch ścierających się partii politycznych. Wzmacnia to i konsoliduje prawicowy elektorat PIS-u. Pokazuje, że partia musi bronić zagrożonych wartości moralnych, narodowej tradycji i kultury, wywracanej na nice naszej Historii… Jeśli Jarosław Kaczyński dojdzie do władzy, takich teatrów już nie będzie. Platformie Obywatelskiej te lewackie zapędy młodego teatru czyszczą pole do walki z politycznym przeciwnikiem, zaświadczają o naszym otwarciu na Europę… Dlatego zaprzyjaźnione z władzą media i sam minister od kultury przyjaznym okiem patrzą na młodych-gniewnych, atakujących ideologiczne podstawy prawicy… Dopóki potrzebny jest politykom taki „rozrabiający” teatr, będzie odgórne przyzwolenie, granty, „Paszporty Polityki” i pieniądze podatników. Czy takiego teatru potrzebuje umordowany dniem powszednim widz, który szuka wytchnienia i psychicznego wsparcia? Wątpię. Czy chodzi tutaj o to, żeby rozwijać sztukę teatru? Wątpliwe. Te wszystkie chwyty i pomysły oglądano już kilkadziesiąt lat temu.

Co zatem zrobić z takim bezczelnym teatrem, który się rozpycha, dzieli własne środowisko na starych-zacofańców i młodych-odnowicieli, i grozi gombrowiczowskim „palicem”? Nic. Ta konwencja teatralna, jak wszystkie inne, już powoli wypala się. Tutaj jedni kopiują drugich i jak w drukarce za chwilę zabraknie tuszu…



Józef Jasielski
Dziennik Teatralny
27 listopada 2013