Pobożny intrygant

Są na świecie tacy ludzie, którzy potrafią ukryć bardzo głęboko swoje prawdziwe oblicze i udawać kogoś kim nie są. Wtedy manipulują innymi, mydlą im oczy, grają jak w ekranowej telenoweli, a w rzeczywistości próbują narzucić swoje zasady i przejąć rządy. Często mimo łagodnego usposobienia są potworami.

Sezon teatralny w krakowskim Teatrze STU rozpoczęła premiera spektaklu „Tartuffe", w reżyserii Krzysztofa Pluskoty. Jest to interpretacja „Świętoszka" Moliera. Komediowej historii o rodzinie, która padła ofiarą manipulacji – pobożnego intryganta, któremu spod aureoli wystają diabelskie rogi.

Premierowe wystawianie sztuki na scenie jest trochę bardziej stresujące. Aktorzy grają przed publicznością po raz pierwszy i nie wiedzą jak zostaną odebrani, a widownia nie wie czego się spodziewać. „Tartuffe", moim zdaniem, został pozytywnie przyjęty. Widownia dopisywała – często się śmiała, klaskała, a na końcu przy ukłonach wstała.

Przedstawienia jest owiane komizmem, głównie postaci, bo to bohaterowie i ich zachowanie wprowadzają dynamizm do fabuły, która jest zabawna, ale niesie pewne przesłanie. Życie w postacie tchnęli aktorzy. Na scenie wystąpili: Andrzej Deskur, Maciej Wierzbicki, Maria Seweryn, Aldona Grochal, Martyna Solska, Karol Bernacki, Aleksander Raczek, Daria Polasik-Bułka, Marcin Zacharzewski, Kamila Bestry. Każda aktorka, każdy aktor grają trochę inaczej, ale każdy wcielił się w postać tak, że zasłużyli na brawa – razem i każdy z osobna.

Tytułowego bohatera wykreował Andrzej Deskur. Pan Andrzej, mimo zagrania postaci dwulicowej, skradł serca widzów. Ruchem, mimiką, pewną nieśmiałością stworzył swojego bohatera, który pod koniec okazał się być kimś innym. Aktorsko kreacja była przekonująca. Do tego dochodził ton głosu, na początku lekki i ciepły – potem krzyczący i karcący.

Obok aktorów doświadczonych pojawili się, jeszcze studenci AST w Krakowie, Martyna Solska i Aleksander Raczek. Mimo że nie mieli oni dużej roli, to oboje pokazali na co ich stać. Widać, że są to kandydaci do grania w przyszłości ról większych, może nawet głównych. Brawo!
Kostiumy, jak na historię z XVII wieku, były dość współczesne. Scenografia Katarzyny Wójtowicz była minimalistyczna i dzięki temu nie zakryła aktorów. Na scenie stała sofa, stał wózek z trunkami oraz fotel. W tle widać było kominek. Ważną rolę w tym przestawieniu odgrywało także światło.

Nie przepadam za komediami, ale „Tartuffe" w Teatrze STU polecam i zapraszam. Dużo przedstawienie zyskało dzięki pracy aktorów, zarówno tych wprawionych, jak i tych dopiero wkraczających na scenę.

Wydaje mi się, że fabuła jest też bliska odbiorcom, czytając „Świętoszka", nie każdy to dostrzeże, ale oglądając już tak. Uważajmy na ludzi, którzy przesadnie wchodzą w nasze życie. Nie dajmy sobą manipulować. Ufajmy najbliższym, a nie obcym. Wierzmy w fakty, nie plotki. Pamiętajmy, że taki pobożny intrygant może spotkać każdego z nas. Co najważniejsze – my nie bądźmy jak Tartuffe.

 



Zuzanna Styczeń
Dziennik Teatralny Warszawa
22 września 2022