Pod rządami wolanda

Wielopłaszczyznowość powieści Michaiła Bułhakowa "Mistrz i Małgorzata", bogactwo myśli, wielość wątków sprawiają, że jej poszczególne piętra nabierają aktualności w różnym czasie i w różnych systemach ustrojowych. Choć reżyserzy, dokonując interpretacji dzieła, kładą akcent na różne wątki i przestrzenie powieści (w zależności od tego, co chcą przekazać widzowi), to jednak zawsze odczytują dzieło Bułhakowa poprzez klucz autorski.

Waldemar Raźniak, reżyser dyplomowego przedstawienia "Mistrza i Małgorzaty" w wykonaniu studentów IV roku Akademii Teatralnej, w swojej adaptacji wykorzystał także dziennik pisany przez Bułhakowa i jego żonę. Zbudował niezbyt czytelną, piętrową rzeczywistość, wprowadzając groteskowe sceny z postacią Stalina i politbiurem partii komunistycznej. Rolę Stalina gra Katarzyna Ucherska. Mała, drobna, o delikatnej twarzy, z przyklejonym wąsem. Gender? Diabelski, oczywiście. Postać ogromnie śmieszy, ale umniejsza grozę tyrana, ludobójcy. Zaś tytułowego mistrza (Maciej Hanczewski) reżyser utożsamił z Bułhakowem. Nie rozumiem, dlaczego reżyser każe widowni oglądać nagi zadek Piłata (Kamil Banasiak) albo scenę lesbijską. Czy chce nam powiedzieć, że to genderowe dzieło szatana?

Szkoda, że zabrakło tu kilku istotnych wątków, m.in. sceny w teatrze variétés (tylko krótko wspomina się o tym). Szkoda też bardzo okrojonej kluczowej sceny powieści, balu u Wolanda, co sprawia, że ważne, głębokie refleksje utworu, silnie wpisujące się w przestrzeń społeczną, polityczną i religijną współczesnej rzeczywistości, zostały tu zmarginalizowane. Akcja powieści toczy się głównie w Moskwie w latach trzydziestych, gdzie władze dekretem politycznym zanegowały istnienie Boga, tym samym usuwając Go z przestrzeni publicznej. Miastem zawładnęła czarna magia. Rządzi Woland, szatan. Przybył tu ze swoją świtą. Mieszkańcy są nim zachwyceni. Oczarował ich swoją elokwencją, elegancją sylwetki i manier. Wkrótce ludzie zaczynają doświadczać tragicznych konsekwencji usunięcia Boga i rządów Wolanda.

Spójrzmy na rysującą się analogię. Żyjemy obecnie w czasach, kiedy na naszych oczach dokonuje się proces całkowitego wyeliminowania Boga z życia publicznego we wszystkich przestrzeniach naszego bytowania. Jest to walka z Kościołem, prześladowanie i mordowanie chrześcijan, ośmieszanie symboliki religijnej, wulgaryzowanie i kalanie imienia Pana Boga, Matki Bożej, szydzenie z umierającego na krzyżu Chrystusa, karykaturowanie Trójcy Świętej itp. W miejsce wartości chrześcijańskich wprowadza się ideologie neomarksistowskie z gender na czele. Można więc powiedzieć, że trwa proces wolandyzacji współczesnego świata. W tej sytuacji "Mistrz i Małgorzata" wpisuje się w dodatkowe konteksty.

Analiza przedstawienia pod kątem jego wymowy ideowej, interpretacji utworu i kształtu inscenizacyjnego jest oczywiście ważna i potrzebna, ale w przedstawieniu dyplomowym najważniejsze jest ukazanie umiejętności aktorskich. A z tym jest tu różnie. Dość zagmatwana konstrukcja spektaklu nie ułatwia aktorom budowania postaci. Niektórzy się przebili, jak Katarzyna Pośpiech w roli Małgorzaty. Eryk Kulm zaś gra Wolanda z dużym dystansem do postaci. Kilka interesujących scen ma Maciej Hanczewski jako tytułowy mistrz.



Temida Stankiewicz-Podhorecka
Nasz Dziennik
19 stycznia 2015