Podążając za Antygoną

Co to za dom, fundamenty w nim drżą
Brat bratu gardło podrzyna
Jest zawsze rola dla Kreona
Jest heroiczna Antygona
Od tysiącleci nic się nie zmienia
Te same żądze, te same pragnienia
Maanam


Najnowsza, trzysta dziewięćdziesiąta premiera wałbrzyskiego teatru to powrót do źródeł. Tym razem po pozycję ze starożytnej klasyki, sięgnął czeski reżyser Jakub Čermák.

Jest to znany w Czechach twórca teatralny młodego pokolenia, założyciel grupy „Depresyjne Dzieci Pragną Pieniędzy". W swoich spektaklach często zajmuje go ciało oraz nowa interpretacja klasyki w jego queerowskim kontekście.

We wstępie do spektaklu czytamy, że jego odczytaniu Antygona występując przeciw władzy nie działa tylko w warstwie symbolicznej, ale przede wszystkim w warstwie realnej – szacunku dla ludzkiego ciała. Jego spektakl jest o ciele – o tym jednym niepogrzebanym, zbezczeszczonym ciele Polinejkesa, ale też tym ciele, które Kreon kazał pochować ze wszystkimi należnymi honorami. Jest też o ciałach, które pozostają żywe i przez to narażone na ciągły ucisk władzy.

Już scenografia poraża nas minimalizmem i malarskością formy, jaskrawe kolory, ostre światło budowały abstrakcyjne obrazy. Pomarańczowa plama symbolizująca słońce i granatowa ciemność ukazywały jedność czasu , wszak antyczne tragedie działy się w ciągu 24 godzin.

Spektakl zaczyna się walką dwóch skłóconych o władzę braci, Eteoklesa i Polinejkesa, którzy giną w tej walce, ale na scenie zostają ich ciała – wyrzuty sumienia. Twórcy zostali przy oryginalnym tekście tragedii, unowocześniając go jedynie formą i dźwiękiem. Czasami miałam wrażenie, że znalazłam się w środku filmu Davida Lyncha, tak bardzo psychodeliczny i oniryczny klimat stworzono. Spór jest więc o ciała, kłóci się Kreon, władca Teb, który zakazał pogrzebania Polinejkesa, a czemu sprzeciwia się jego siostra Antygona, zagrana z wielką charyzmą i przenikliwością przez Irenę Sierakowską.

Kreona wykreował debiutant Piotr Czarnecki, nie widać wcale, że to jego pierwsza rola. Gra hipnotycznie, wprowadzając nas w mechanizmy władzy, polityki, które, jak się okazuje nie zmieniają się od wieków. W tle postacie cierpią, kochają, nienawidzą, w końcu odbierają sobie życie, tak jak Irena Wójcik w roli Euredyki, żony Kreona.

Bardzo wiarygodnie przedstawiła załamanie nerwowe kobiety, żony, z którą mąż się nie liczy, przenosząc niejako tą postać poza czas i to nie tylko dzięki uniwersalnej scenografii. Mnie najbardziej zapadły dwie sceny: pierwsza, w której zrozpaczony Kreon przywołuje śmierć, co Antygona komentuje „Tego ostatniego dnia sam nie przywołuj, jak przyjdzie to przyjdzie."

I druga, w której wygłasza ona manifest:
„Współkochać przyszłam, nie współnienawidzieć." Dziękuję twórcom wałbrzyskiej „Antygony" za przypomnienie tych egzystencjalnych prawd, nigdy nie przestających być aktualnymi, szczególnie w czasach, kiedy właśnie nienawiść chce pokonać miłość, lojalność i humanitarne wartości w walce o władzę.

Oby świat podążał za kruchą, wrażliwą i jednocześnie silną Antygoną.



Justyna Nawrocka
Dziennik Teatralny Wałbrzych
14 marca 2022
Spektakle
Antygona
Portrety
Jakub Čermák