Podlegli Witkacemu

Mechanizacja życia społecznego oparta na instrumentalnej kalkulacji kosztów, która w konsekwencji prowadzi do zeschematyzowania stosunków międzyludzkich - to nie tylko naukowa i weberowska wizja zbiurokratyzowanego świata, ale także artystyczne proroctwo Witkacego. Odhumanizowanie i destrukcja człowieka to główny temat nowej sztuki "OFF Niepodległość" w reżyserii Szymona Hieronima Budzyka.

W Witkacowskim świecie współistnieją i walczą ze sobą dwa obozy - nazwane przewrotnie Błądzicielami (odzwierciedlają świat Natury) i Oficjalnymi (należą do świata Maszyny). Błądziciele buntują się przeciw mechanizacji, chcą powstrzymać jej dalszy rozwój, ponieważ zauważają jej niszczący wpływ. Oficjalni zaś wyznają głęboką wiarę w powszechne dobro matematycznej mechanizacji społeczeństwa i to oni stanowią klasę rządzącą. Brzmi to trochę zawile, ale ogólny wydźwięk spektaklu jest bardzo zrozumiały. Jeśli bezrefleksyjnie będziemy żywić się powszechnie panującymi poglądami, regułami i normami, to nie czeka nas nic innego jak upadek, a nawet śmierć społeczna. Zdaje się, że reżyser mówi do widza: nie dajmy się „odczarować”, niech sentymentalizm nie zaginie pod naporem naukowego myślenia.

Istotą sztuki jest jednak nie tylko treść, ale przede wszystkim forma. Eksperyment teatralny, jakim jest w istocie „Niepodległość”, jest dla widza nie lada wyzwaniem. Połączenie ze sobą tekstów dwóch sztuk Witkacego „Niepodległości trójkątów” i „Metafizyki dwugłowego cielęcia”, sprawia, że momentami można mieć trudności z wyłapaniem sensu słów wypowiadanych przez aktorów. Ale o to właśnie chodzi, by się mierzyć i walczyć ze spektaklem, by go ciągle na nowo odtwarzać.

Co ciekawe, głównym aktorem nie jest żaden z bohaterów sztuki, ale scenografia. A wszystko za sprawą pomysłu młodego reżysera, który postanowił wykorzystać nieznaną jeszcze w Polsce technikę mappingu 3D. Cała rzecz polega na tym, że obrazy nie są wyświetlane tak jak w zwykłych projekcjach kinowych, lecz oglądamy je na geometrycznych powierzchniach. W związku z tym chwilami można doświadczyć złudzeń optycznych. Wielkie brawa dla zespołu z Opola za świetnie wykonaną multimedialną robotę.

Sztuka ma duży potencjał rozwoju; sądzę, że zyskuje szczególnie jako kontynuacja w późniejszej refleksji widza, który ma sporą swobodę interpretacyjną. Bo Witkacy jest wbrew pozorom bardzo bliski życiu, przecież jego metafizyczne podejście do świata wynikało z niezgody na zastaną rzeczywistość. Ludzie przekształcają świat fizycznie i metafizycznie, ale czy są świadomi konsekwencji swoich czynów? Jak to jest, że jedni swoją myślą wybiegają naprzód, a inni wolą trzymać się kurczowo tradycyjnych ideałów? I co jest lepsze, czy może zaistnieć między nimi konsensus?

Jedynym mankamentem całego spektaklu jest zbyt nikła interakcja aktorów ze scenografią. Intensywne doznania projekcyjne zawłaszczają uwagę widza, przez co można mieć wrażenie, że na scenie istnieją trzy niezależne od siebie warstwy: aktorzy, scenografia i muzyka. Ale taki już urok eksperymentowania. Jedno jest pewne – tego typu świeżość idei jest w polskim teatrze bardzo potrzebna.



Karolina Kiszela
Dziennik Teatralny Kraków
26 maja 2012