Podróż do kresu

Z przekonaniem, że świat powinien lec u jej stóp i warować, rodzi się i żyje Blanche z "Tramwaju zwanego pożądaniem" Tennessee Williamsa, przygotowanego przez Bogusława Lindę w Ateneum.

To drugi z rzędu Williams w Warszawie, po przebojowej "Kotce na gorącym blaszanym dachu" w Narodowym. Spektakl ten nie ma w sobie nic z mdłego sentymentalizmu, który ciągnął się za Williamsem latami. "Tramwaj" Lindy tchnie autentyzmem - niczego nie udaje, odsłania psychiczne otchłanie, w których miotają się bohaterowie.

Zwłaszcza Blanche, zrujnowana, dosłownie i psychicznie, w ostatniej podróży do kresu marzeń. W kreacji Julii Kijowskiej poruszająca jest "sztuczna bezpośredniość" - Blanche cały czas udaje, gra, próbuje być kimś innym, niż jest, ale jej prawdziwa natura życiowego rozbitka, alkoholiczki i nimfomanki, upadłej panienki z dobrego domu, co chwila wynurza się spod maski. Zdziera ją tylko raz -w genialnej scenie finałowej, gdy osaczona, tuż przed oddaniem w ręce pielęgniarzy z zakładu zamkniętego, kuli się z lękiem i okrzykiem więznącym w gardle na widok mężczyzny, który ją zgwałcił.

Na przeciwnym brzegu jest drugi "udawacz", Mitch, któremu uwiera skóra twardziela, w jakiej musi się poruszać wśród innych samców. Bartłomiej Nowosielski tworzy w tej roli portret człowieka zagubionego w świecie, do którego nie pasuje, a jego zwycięski taniec w strugach deszczu jest pokazem złudnego zwycięstwa nad ponurą rzeczywistością. Przedstawienie toczy się jak dobrze naoliwiony mechanizm. Linda rezygnuje z modnych podpórek (wideo, mikroportów itp.), koncentrując uwagę na tym, co u Williamsa najważniejsze - relacjach między ludźmi.



Tomasz Miłkowski
Przegląd
27 marca 2014