Podróż do świata fantazji

Każdy pragnie pozostać w środku dzieckiem i potrzebuje w tym celu od czasu do czasu nakarmić swoje wnętrze przenosząc się w nieskrępowany świat fantazji. Ten ludyczny wymiar kultury rozumie Adolf Weltschek, pomysłodawca i organizator 16. Wielkiej Parady Smoków w Krakowie.

Raz do roku podwawelskie zakole Wisły staje się miejscem magicznym. Z mgły, dymu, światła i wybuchów sztucznych ogni wyłaniają się cuda. Po wodzie niczym łodzie wikingów suną smoki. Czasem straszne, czasem nieporadne a czasem śmieszne i groteskowe jak głosi nazwa teatru, który czerwcowej nocy znów powołał je do życia.

Smok występuje w wielu światowych kulturach. W folklorze i sztuce Chin reprezentuje moc przynoszącą szczęście. Postrzegany jest jako władca deszczu i wody. Do średniowiecznej kultury europejskiej smoki przenikły prawdopodobnie za sprawą wypraw krzyżowych. Opisywane w bestiariuszach i kronikach stały się symbolami złych obcych mocy, demonów, które zagrażają chrześcijańskiemu społeczeństwu, tak jak smok wawelski, który dybał na życie krakowskich mieszczan. Smok może zatem wyobrażać złe moce, lub siłę. Zawsze jednak przenosi nas w świat baśni, wywołuje w nas jednocześnie lęk i zachwyt, pozwala przeżyć coś niesamowitego i nieracjonalnego w stechnicyzowanym i zracjonalizowanym świecie. To element magii, której pragniemy niezależnie od wieku. Z tego też powodu tłumy krakowian co roku przybywają na nocne widowisko i choć mogłoby się wydawać, że przyciągają je głównie najmłodsi mieszkańcy miasta w asyście całych rodzin, to jednak ogólna smokomania nie zna granic wieku. Tego wyjątkowego wieczoru w roku podwawelskie zakole Wisły od zamkowego wzgórza po Most Dębnicki pełne jest gapiów w zachwycie wypatrujących kolejnych skrzydlatych stworów sunących po małopolskim niebie.

Ci, którzy 4 czerwca zjawili się na plenerowym widowisku, nie kryli zachwytów. Tysiące telefonów i smartfonów migało nad brzegiem Wisły niczym stado świetlików wypatrujące największych celebrytów tego wieczoru: smoczych zastępów. Jedni (w tym również wysłannicy naszej redakcji) pstrykali zdjęcia do pamiątkowych albumów, inny nagrywali całe filmy, jeszcze inni z szeroko otwartymi ustami podziwiali kolejne ewolucje i podniebne balety. Ekipy lalkarzy uwijały się na barkach niczym zespoły olimpijskie podczas fregat. Rzeka dawno nie mieściła na swych wodach tylu łodzi i potworów naraz. Aż dziw, że ze Smoczej Jamy nie wyskoczył obudzony tymi hałasami duch starego Smoka Wawelskiego we własnej osobie. A było i czego posłuchać i na co popatrzeć. Przy dźwiękach muzyki Michaela Nymana wdzięczyły się smoki o kształtach dinozaurów, wielkich morskich potworów, smoki szablozębne, które można by zatrudniać w reklamach najlepszych gabinetów stomatologicznych w mieście oraz smoki, których umaszczenie mogłoby zainspirować niejednego projektanta skórzanej galanterii. Wszystko to zaś okraszone niebagatelnymi efektami świetlnymi i feerią fajerwerków na tle czerwcowego nieba robiło piorunujące wrażenie na wszystkich widzach tego widowiska. Ten malowniczy spektakl zakończył się po godzinie, lecz we wspomnieniach uczestników pozostanie niezapomnianym przeżyciem co najmniej do następnego roku i 17. edycji Wielkiej Parady Smoków nad Wisłą.



Jakub Wydrzyński, Jw051082
Dziennik Teatralny Kraków
11 czerwca 2016