Podsumowanie: dzień 6

„Lekarz mimo woli" to spektakl zrealizowany przez Młodą scenę Rzeszowskiego Teatru im. Wandy Siemaszkowej w składzie Dominika Cynkarz, Natalia Drachal, Agata Dral, Karol Ficek, Cezary Krata, Mieszko Kozaczuk, Jacek Ombach oraz Miłosz Szwed.

Była to zabawna, lekka historia oparta na utworze Moliera, wyreżyserowana przez Barbarę Napieraj i naprawdę dobrze zagrana przez młodych aktorów. Zaangażowanie i odpowiednie wyczucie ironii jaką niesie ze sobą dana scena, pozwoliły na pokazanie Moliera w sposób zabawny i ciekawy.

Nurt główny festiwalu to propozycja bardziej dramatyczna – „Treny" na podstawie poezji Jana Kochanowskiego zaprezentowane przez Teatr Dramatyczny im. Aleksandra Węgierki w Białymstoku. Spektakl wyreżyserowany przez Grzegorza Suskiego to przywrócenie pamięci o „Trenach" jako zbioru 19 utworów, w których słynny cytat „Wielkieś mi uczyniła pustki w domu moim,

Moja droga Orszulko, tym zniknieniem swoim!" jest jednym z fragmentów utworu, nie zaś tylko podsumowaniem całości. Wśród ciekawej scenografii – czterech doryckich kolumn utworzonych ze zwisających z sufitu fragmentów materiału, każde słowo wybrzmiało wypowiadane przez Bernarda Banię w roli Kochanowskiego. Nic nie zostało pominięte, zapomniane, przez co boleść ojca tracącego dziecko była bardziej bolesna. Słowa wciąż napływały do umęczonych już uszu słuchaczy, myślących, że nic nie może już spowodować większego cierpienia, a jednak za każdym razem niemiło się rozczarowywali.

Było to oczywiście rozczarowanie ogromem cierpienia postaci, nie zaś grą aktorską, która to właśnie spowodowała ów mocny odbiór, co jest chyba najlepszym dowodem na to, jak dobrze reżyser dobrał aktora do granej postaci. Każdy zna zapewne „Treny" dlatego tym trudniej jest pokazać je w taki sposób, by miały moc wywołania wzruszenia, nie okazały się tylko powtarzanym do znudzenia fragmentem polskiej klasyki literatury.

Towarzyszące Kochanowskiemu na scenie postacie, w które wcielały się Beata Chyczewska, Justyna Godlewska-Kruczkowska oraz Monika Zaborska nie były „dobrymi duszami" nawet jeśli chciały nimi być. W efekcie były to jednak niemalże zmory, które starając się pomóc pogłębiały tylko żałość udręczonego poety.

Zdaje się, że dopiero na koniec odnalazł w ich słowach moc pocieszenia, zaraz potem opuścił scenę.



Teresa Wysocka
Dziennik Teatralny Rzeszów
16 listopada 2022