Podwójne życie bigamisty

Wchodząc do teatru byłam pewna, że naw idowni nie zasiądzie dużo osób, ponieważ spektakl "Mayday 2" z afisza nie schodzi już od dawna. Bardzo się jednak myliłam - publiczność wypełniła całą salę! Pomyślałam, że ta imponująca liczba osób, o czymś świadczy i nie pomyliłam się. Mój uśmiech nie schodził z twarzy przez całe przedstawienie - niewiarygodne, ponieważ nie jedna dobra komedia nie dostarczyła mi tyle radości, co ta sztuka!

Głównym bohaterem tej farsy jest John Smith, londyński taksówkarz. Od wielu lat jest bigamistą prowadzącym podwójne życie rodzinne. Oprócz dwóch mieszkań i żon ma także dwoje nastoletnich dzieci: Kevina i Vicki. Dotychczas Johnowi udawało się przez cały ten czas ukrywać swoją tajemnicę, jednak nowoczesna technika ostatnio utrudniła mu to zadanie, ponieważ jego dzieci, surfując po internecie, poznały się na jakimś forum dyskusyjnym i, rozmawiając, doszły do faktu, że ich ojcowie obaj nazywają się John Smith, są taksówkarzami i mają tyle samo lat. Oczywiście dzieci myślały, że to zadziwiający zbieg okoliczności i może nic nadzwyczajnego by z tego nie wynikło, gdyby nie jeszcze jedno zaskakujące zjawisko - mieszkają w tym samym mieście. Młodzi postanowili się spotkać, zaś John, dowiadując się o tym uważa to za katastrofę i za wszelką cenę próbuje nie dopuścić do ich poznania. W tym wszystkim pomaga mu jego przezabawny sublokator i przyjaciel rodziny Stanley Gardner. I od tego momentu zaczyna się prawdziwa komedia pomyłek.  

Bardzo dobrze  zagraną, ale na pewno trudną była pierwsza scena. W tym samym czasie dzieci obwieszczają swoim matką odkryte wydarzenie. Scena ta wymagała dużego wysiłku aktorów, ponieważ nie jest prosto uzyskać efekt taki, jak często widzimy w filmach, gdy mamy przedzielony ekran na pół i obserwujemy, co się dzieje w tym samym czasie w dwóch różnych miejscach. Zjawisko to było możliwe dzięki scenografii, ponieważ mieszkania praktycznie się przenikały, to znaczy cały wystrój był prawie identyczny, oprócz małych różnic, np. koloru ścian, czy schodów. 

Oprócz Johna i Stanley’a, którzy nakręcali całą akcję, dość  sympatyczną i równie komiczną postacią był ojciec Stanleya, który, mając dość duże problemy z pamięcią, sprawiał, że akcja stawała się jeszcze bardzie zakręcona i śmieszniejsza. Pomyłki przygłuchawego staruszka prowadzą do dalszych nieporozumień i zwrotów akcji. "Wujek” Stanley ciągle dodawał pikanterii tej farsie. Na poczekaniu wymyślał gotowe kłamstwa i żonglował nimi jak zawodowiec.

W tym przedstawieniu komizm sytuacyjny trwa non-stop. Jedna afera tworzy następną, jeszcze bardziej zawikłaną od poprzedniej. Dla dobra rodzinnego swojego przyjaciela zrezygnował z wyjazdu na wakacje z ojcem. Mimo usilnych starań tajemnica musiała wyjść na jaw. Joh zrezygnowany i skrajnie wyczerpany ciągłym knowaniem i jeżdżeniem z jednego domu do drugiego, postanawia przyznać się do swojego podwójnego życia. Wydawałoby się, że nastąpi życiowa tragedia, ale wszystko - jak to w farsie zresztą bywa - kończy się happy endem, a to tylko dzięki jednej osobie. Okazuję się, że Barbara i Mary wiedzą o sobie od samego początku i pogodziły się z tym, że muszą się dzielić głównym bohaterem. Jednak zostaje jeszcze jeden problem, co zrobić z Vicki i Kewinem, którzy zauroczyli się w sobie, przecież ich związek były kazirodczy. Ale..., czy na pewno?!  

Tego już nie zdradzę, ponieważ warto się o tym przekonać osobiście! Komedia ta została przedstawiona w świetny sposób, ponieważ oprócz tego, że publiczność była rozpalona ze śmiechu do czerwoności, to warto zauważyć, że aktorzy byli idealnie dobrani do postaci, które grali i było to widać „gołym okiem” - świetnie się czuli w swoich rolach. Można nawet zaryzykować stwierdzeniem, że bawili się równie dobrze jak widzowie.



Maria Paulina Piorkowska
Dziennik Teatralny Szczecin
9 maja 2009
Spektakle
Mayday 2