Poezja ponad wszystko
Twórczość Edwarda Stachury znamy głównie z wykonań zespołu Stare Dobre Małżeństwo. To dzięki nim wiersze zaistniały w formie piosenek – nie tylko „trafiły pod strzechy", ale też rozpowszechniły się, grane np. na gitarze przy ogniskach.Aktor Teatru Ludowego Jacek Wojciechowski stworzył autorski spektakl, w którym utwory Edwarda Stachury ułożył w narrację i w ten sposób powstała opowieść o człowieku – wiecznym wędrowcze. Spektakl „Nie brookliński most" miał swoją premierę niemal trzydzieści lat temu, a teraz znów można go gościnnie zobaczyć na scenie Teatru Ludowego.
To zdarzenie sceniczne, jakim jest recital Jacka Wojciechowskiego można uznać właściwie za mini-koncert, który ma teatralizowaną formę. Składa się głównie z piosenek, wykonywanych na żywo przez aktora przy towarzyszeniu instrumentów. Sam Wojciechowski gra na gitarze i ma dwóch towarzyszących muzyków – pianistę oraz wiolonczelistę. Przerwy między piosenkami wypełnione są monologami, gdzie w filozoficznej formie bohater rozprawia się z życiem między ludźmi, które wcale nie należy do łatwych.
Wojciechowski wytwarza tak kameralną atmosferę, że mamy wrażenie, iż znajdujemy się w jakiejś knajpce poza światem i życiem. Rzeczywistość nagle zwalnia, jest tylko tu i teraz. Włóczęga, który z niejednego pieca jadł chleb, dzieli się swymi doświadczeniami w sposób tak szczery, że wierzymy w każde słowo. Równocześnie można odnieść wrażenie, że mottem całości mogłyby być słowa Leopolda Staffa: „Pytasz, co w moim życiu z wszystkich rzeczą główną/ Powiem ci: śmierć i miłość – obydwie zarówno". Słowa zmuszają do refleksji, wciskają się w świadomość, wprowadzają liryczny nastrój.
Dużą wartością tego spektaklu jest to, że aranżacje utworów różnią się od tych, które znamy z repertuaru Starego Dobrego Małżeństwa. Dzięki temu słucha się ciekawiej. Czujemy też, że faktycznie w tym wszystkim ważny jest „Nie brookliński most": nie rzeczy materialne – choćby były najpiękniejsze czy budowle – choćby najbardziej monumentalne. Wartość stanowią emocje i uczucia, bo tylko to, co przeżywamy naprawdę jest czymś, czym możemy się podzielić. Poezja powstaje przecież „z trzewi". Dlatego pewnie podczas występu wytworzyła się niezwykła, niemal „rodzinna" atmosfera na widowni. Miejsca zajęte były do ostatniego (każdego możliwego!) miejsca. Po zakończeniu spektaklu nikt nie chciał wyjść. Ludzie prosili o jeden, drugi, trzeci bis. Czar poezji został rzucony.
„Nie brookliński most" - wyk. Jacek Wojciechowski - Teatr Ludowy w Krakowie
Joanna Marcinkowska
Dziennik Teatralny Kraków
21 lutego 2017