Politycznie (nie)poprawna makabreska

Teatr Barakah pozostaje konsekwentny w swoich wyborach repertuarowych - "Jednoręki ze Spokane" to tekst pozornie lekki, który daje możliwość postawienia głębszych pytań i zarysowania wielu interesujących tropów. Reżyserka Ana Nowicka rozszerza zarówno jego humorystyczną stronę, jak i próbuje pozostawić inscenizację jednoaktówki Martin McDonagha niejednoznaczną oraz pobudzająca do myślenia

Jednoręki to facet dość odstraszający, ludzka kreatura, która przeraża wyglądem, chropowatym głosem i sprawnością, nie ma w nim bowiem nic z nieporadności niepełnosprawnego po odcięciu kończyny. Iskrząca się od czarnego humoru fabuła przedstawia obsesyjne poszukiwania przez głównego bohatera „skradzionej” dwadzieścia siedem lat wcześniej ręki. Zemsta na ludziach została już dokonana, brakuje tylko kończyny. Atmosfera jest jak z filmów Quentina Tarantino, co z resztą mocno podkreśla postać portiera żywcem wzięta z „Czterech pokoi”. Dwójka nastolatków handlująca marihuaną postanawia wykorzystać maniakalne pościgi Jednorękiego, próbując sprzedać mu skradzioną z muzeum rękę Aborygena…

Reżyserka ciągnie publiczność za nos. W ciekawy sposób zmienia się sympatia widza. Po dość łzawej historii opowiedzianej przez Jednorękiego odbiorca współczuje mu, jest gotów usprawiedliwiać jego makabryczne poczynania. Para wiecznie kłócących się nastolatków początkowo budzi niesmak, potem litość, by w końcu zdobyć sympatię widza swoją bezczelnością i nieporadnością. Rodzą się pytania natury moralnej – na ile jesteśmy w stanie usprawiedliwić zło, czy posiada ono w ogóle wytłumaczenie. Widz w pewnym momencie, jeśli zda sobie sprawę z ciągłej zmiany swojego stanowiska, reflektuje się, jak łatwo poddaje się emocjonalnej manipulacji. Pozostaje to jednak na marginesie przedstawienia, które przede wszystkim jest makabryczną, acz wesołą opowiastką.

Komizm bowiem przejawia się tu w sytuacjach absurdalnych, ponieważ najzabawniej jest bowiem wtedy, kiedy jest najbardziej krwawo i makabrycznie. Dodatkowe źródło humoru stanowią regularnie wypowiadane homofoniczne i rasistowskie odzywki i riposty, tym śmieszniejsze, że anonsowane w celu obrony mniejszości i zachowania poprawności politycznej. Aktorzy grają w sposób przerysowany, choć nierażący brakiem naturalności – nawet najbardziej absurdalne figury posiadają uczciwe i wiarygodne motywacje. Zestawienie „poważnej”, niczym z komedii sensacyjnej, fabuły z lekkością formy oraz gry rodzi iskrzącą się humorem groteskę, którą widz przyswaja z wielką przyjemnością.



Magdalena Urbańska
Dziennik Teatralny Kraków
13 marca 2012