Polityka w krzywym zwierciadle
Ile w polityce miejsca na uczucia? Ile w tym szczerości? "Miłość i polityka" w reżyserii Mariusza Pilawskiego przedstawia świat wielkich układów i nie mniejszych skandali, w prześmiewczy sposób ukazując jego obłudę. Polityk też człowiek i egoistą jest. Spektakl, który mamy okazję podziwiać na deskach Teatru Małego jest autorstwa Pierre'a Sauvil, twórcy francuskiego, a co za tym idzie klimat tamtejszego regionu jest w sztuce bardzo odczuwalny.Na pierwszy plan wysuwa się tu humor, a zwłaszcza słowne utarczki, opływające we francuską rozwagę, z lekką dozą wyniosłości. Wraz z bohaterami wkraczamy w świat wielkich ludzi, decydujących o losach kraju.
Akcja rozgrywa się w posiadłości ministra sprawiedliwości - Bertranda Guéraud (Tomasz Kubiatowicz). W trakcie gdy minister knuje kolejne małe i większe oszustwa wraz ze swoim pomocnikiem, Thibault'em (Radosław Osypiuk) z niezapowiadaną wizytą wpada kolega po fachu, nawet bratnia polityczna dusza z tej samej partii, Bouladon (Gracjan Kielar). Składa mu propozycję, koło której minister nie może przejść obojętnie. Jego finansowe grzeszki nie były jednak tak sprytnie ukryte jak mu się wydawało i będzie musiał podjąć decyzję czy za utrzymanie się u sterów władzy będzie w stanie poświęcić swoją rodzinną idyllę.
Sztuka, która powstała we Francji, doskonale dostosowuje się do naszego rodzimego podwórka. Wcale nie musimy zaznajamiać się z realiami tamtejszej polityki, aby dobrze wczuć się w klimat. Czyżby politycy byli grupą, w którą zdeprawowanie wpisuje się nie jako samo przez się? Spektakl zdaje się to potwierdzać. Z resztą nie tylko polityczni krezusi są tu ukazani w nie najlepszym świetle. Ludzie ich otaczający zachowują się z taką samą bezwzględnością w dążeniu do zamierzonego celu. Całość tego egoizmu otacza dodatkowo nuta pożądania, tak samo bezlitosnego i bynajmniej nie tak poetyckiego jak u Przerwy-Tetmajera. Kiedy pierwotne instynkty biorą nad człowiekiem górę jest on w stanie posunąć się naprawdę daleko.
Ale jak na komedię przystało ta aura nie przyprawia nas o ból głowy, a o uśmiech na twarzy. Postawy bohaterów są do tego stopnia przerysowane, że nie możemy brać ich do końca na poważnie. Bardzo dobrze "przerysował" swoją postać Tomasz Kubiatowicz. Rola ministra pasuje do niego idealnie. Nie wytykając niczego aktorowi trzeba przyznać, że jego postura także dodała wszystkiemu autentyzmu. Nieźle spisał się także Radosław Osypiuk, w roli młodego, żądnego sukcesów asystenta. Potok słów zaczerpniętych wprost ze słownika wyrazów mądrze brzmiących, jaki z siebie wyrzuca w trakcie spektaklu jest naprawdę imponujący, a przylepiony do twarzy służalczy uśmiech zgrał się z postawą lizusa, który każdy krok traktuje jako szansę na wybicie się. Nie powaliła natomiast młoda adeptka łódzkiej "filmówki" Aleksandra Rodzik. Stały grymas na jej twarzy, niezależnie od tego czy akurat miała opływać erotyzmem, złością czy strachem był już w pewnym momencie męczący.
Spektakl, mimo że nie doskonały to wart obejrzenia. Dodatkowym atutem jest samo miejsce, czyli Teatr Mały, który pozwoli poczuć lepiej klimat, stwarza intymną przestrzeń do bliskiego obcowania ze sztuką. Niezły pomysł na spędzenie chwili wolnego czasu.
Julia Skrzyniarz
0