Polska Carmen zasłabła

Gwiazda Małgorzata Walewska, jedna z najlepszych polskich mezzosopranistek, zasłabła podczas piątkowej premiery w Operze Krakowskiej. Przygotowywany od kilku miesięcy spektakl "Carmen" uratowała brawurowo Monika Ledzion, która podjęła się zastąpienia Małgorzaty Walewskiej i doprowadzenia przedstawienia do szczęśliwego końca

- Sytuacja była dramatyczna - mówił nazajutrz Bogusław Nowak, dyrektor Opery Krakowskiej.

W piątek wszystko na scenie zaczęło się źle. Już od początku było widać i słychać, że Małgorzata Walewska, niekwestionowana najlepsza polska Carmen naszych czasów, nie jest w dobrej formie. Śpiewanie przychodziło artystce z dużym trudem. Dramat rozegrał się, poza publicznością, gdy opadła kurtyna po I akcie. Małgorzata Walewska w kulisach sceny zasłabła, miała kłopoty z oddychaniem. Wezwany z widowni prof. Jerzy Sadowski, znany krakowski kardiochirurg, szef Kliniki Chirurgii Serca, Naczyń i Transplantologii Szpitala im. Jana Pawła II, udzielił artystce pierwszej pomocy. Po kilku minutach Małgorzata Walewska została odwieziona karetką do szpitala, gdzie trafiła na oddział intensywnej terapii.

Obok Małgorzaty Walewskiej do roli Carmen przygotowywały się jeszcze: Monika Ledzion z Warszawskiej Opery Kameralnej oraz Agnieszka Cząstka, solistka Opery Krakowskiej. Obie młode artystki miały na krakowskiej scenie zadebiutować w partii Carmen. Monika Ledzion miała śpiewać w sobotnim przedstawieniu, Agnieszka Cząstka zaś w przedstawieniach majowych, bo w piątek na scenie można ją było usłyszeć w roli Mercedes.

Niestety, w polskich operach nie ma zwyczaju, jak w Metropilitan Opera w Nowym Jorku, że druga obsada, podczas gdy pierwsza jest na scenie, znajduje się w teatrze gotowa, by w każdym momencie w zastępstwie wejść w spektakl. Dlatego gdy w piątek wieczorem zadzwonił w hotelu telefon, Monika Ledzion już spała. Obudzona, szybko podjęła decyzję, że zaśpiewa w spektaklu od II aktu. Miała niespełna pół godziny, aby przybiec z hotelu, przebrać się, ucharakteryzować, rozśpiewać i wejść na scenę. Udało jej się pokonać tremę; jej Carmen zabrzmiała bardzo dobrze, a artystka została obdarzona przez publiczność dużymi brawami.

"Carmen" nie jest szczęśliwym tytułem dla Krakowa. 13 lat temu, w maju, także po pierwszym I akcie, zasłabł dyrygent prowadzący spektakl "Carmen" Aleksander Tracz. Wówczas na widowni wśród publiczności znajdował się dyrygent Tadeusz Kozłowski, ten sam, który w miniony piątek dyrygował premierą "Carmen". Przebywał w Krakowie, gdyż ówczesny dyrektor Opery Krakowskiej Jerzy Noworol prowadził z nim rozmowy w sprawie objęcia stanowiska dyrektora artystycznego.

- Po paru minutach oglądania partytury Tadeusz Kozłowski stanął przed orkiestrą i poprowadził przedstawienie do końca - mówi Jerzy Noworol. - Byliśmy szczęśliwi, że spektakl został uratowany, ale niestety po przedstawieniu dotarła do nas wiadomość, że Aleksander Tracz zmarł w szpitalu - dodaje.

Jak zapewnił Bogusław Nowak, Małgorzta Walewska czuje się już lepiej, choć na pewno nie zaśpiewa w jutrzejszym spektaklu.



Agnieszka Malatynska-Stankiewicz
Dziennik Polski
9 marca 2010
Spektakle
Carmen