Polskością opętani

Festiwal Prapremier. "Klątwa", albo: Rzeczpospolita - paskudnych wiedźm igrzysko. "Klątwa, czyli odcinki z czasu beznadziei" to pierwszy serial teatralny głośnej realizatorskiej pary Monika Strzępka i Paweł Demirski. W czwartek "wyświetlono" go na bydgoskim Festiwalu Prapremier.


Jak na warunki teatralne to tasiemiec (prawie sześciogodzinny), w dodatku tak silnie nasycony szaleństwem, że aż strach pomyśleć, do czego jeszcze jest w stanie posunąć się wyobraźnia twórców. Pierwsza część tego political fiction to horror religijno-obyczajowy (z żartami odważniejszymi niż Monthy Python albo najcięższe stand-upowe monologi).

Apokalipsa

Oto pewnego dnia giną prawie wszyscy polscy parlamentarzyści. Ostał się tylko jeden poseł, lewicowy, przerażony, bo koledzy zginęli w najgorszy z możliwych sposobów, np. poseł Hofman umiera zgwałcony kabaczkiem, poseł Biedroń kona w kościele (bardzo wdzięczny motyw na "szyderę"), z twarzą zrośniętą z obrazem Matki Boskiej Nieustającej Pomocy. Polska jest na skraju przepaści (ludzie wieszają się, Żydzi wykupują kamienice), a postawił ją tam wyluzowany, niespecjalnie miłosierny i obowiązkowo ubiczowany Chrystus. Piekło otwiera się, m.in. przed redaktorem - pijaczyną (dobry, ale niewykorzystany w pełni talent Krzysztofa Dracza) - po śmierci wchodzi w ciało prezydenta Polski i odkrywa, że jego żona ma z głową narodu romans, natomiast w ciało głupkowatej dziennikarki (świetnej Anny Klos-Kleszczewskiej) stylizowanej na Monikę Olejnik, włazi posłanka Krystyna Pawłowicz i produkuje bluzgi z gatunku: "dziwka, ku..., odbyt". Śmiać się? Bać się? Słaba ta Apokalipsa Strzępki i Demirskiego, w dodatku jedzie po nazwiskach...

Odcinek drugi "Klątwy" - "Lekcja religii" oraz trzeci - "Sabat Dobrego Domu" na szczęście dla całego przedsięwzięcia nie gonią już tak mocno za aktualnością, personalnymi kluczami i publicystyczną dosadnością ocen. Owszem, początek "Lekcji religii" pachnie stosem i wiecznym potępieniem dla autorów i aktorów. Jezus na pogrzebie okłada zmarłego, strofując go za to, ze nie wysłał ważnego SMS-a. Towarzyszący żałobnej ceremonii ksiądz biskup dostaje głupawki i co rusz porykuje śmiechem, ściskając dopiero co otrzymaną paczkę. W paczce zaś znajduje się nowy skórzany bicz, którym biskup w piwnicy okłada uwięzionego Szatana. W następnej scenie purpuratom mniej już będzie do śmiechu. Okaże się, że piwnica zniknęła razem z jej więźniem. Tak rozpoczyna się królestwo Złego na ziemi. Co stanowi głębszy wymiar "Klątwy", jako sztuki niebędącej li tylko pastiszem serialu czy informacyjnego show w prywatnej telewizji? Przede wszystkim groteskowe uwypuklenie dwoistości ludzkiej natury. Każda z postaci łączy w sobie doktora Jekylla i Mr. Hyde'a. Nawet Jezus nie jest samą dobrocią i słodyczą. Chwilami bardzo trudno zapanować mu nad szatańskim pierwiastkiem, biorącym w nim górę.

Ciężkie sześć godzin

Czy za sprawą ponadczasowych odniesień "Klątwa" przetrwa próbę czasu? Wątpliwe. Za dużo jest w niej dróg na skróty, zagrywek pod publiczkę (na przykład bezustanne drażnienie ucha ciężkimi wulgaryzmami). Jeśli sztuka stanie się przebojem jednego sezonu, to najbardziej szkoda będzie jej wykonawców. Ci naprawdę spalają się na scenie - fizycznie i psychicznie. Za ich sześciogodzinną ekspresję w siedmioosobowym gronie - czapki z głów!



Katarzyna Bogucka , Jarosław Reszka
Express Bydgoski
7 października 2014