Południe wielkiego narratora

Czy to pies, czy to bies? O to pyta podmiot liryczny "Romantyczności..." Juliusza Słowackiego. Kto by pomyślał! Oto epoka Polski marzącej o istnieniu, epoka kibitek, patriotyzmu, mesjanizmu, wallenrodyzmu, winkelriedyzmu, mgieł oraz innych towiańszczyzn, a tu Polak Słowacki bawi się z tym wszystkim w kotka i myszkę, genialnie pastiszuje szlachetne koturny, tworzy coś jakby monolog wewnętrzny postaci, która chce się uspokoić, snuje cudownie ironiczną opowieść o fundamentalnej dla ducha Polaka, który zdaje się zasnąć nie może, różnicy pomiędzy bezdźwięcznym "p" a dźwięcznym "b".

Gdyż jeśli "p" jest prawdą - to w porządku, to paciorek i spokojne lulilulilaj. Lecz jeśli prawdą jest "b" - wtedy miej nas oraz Ojczyznę całą w swojej opiece, Matko Święta, tudzież pozostali Święci...

Opowieść. To jest dla ostatniego Salonu Poezji słowo-sedno. Z poematów Słowackiego, o których mało kto pamięta, że spod pióra Słowackiego wyszły, gdyż Słowacki oficjalnie i na wieki wieków szlachetną "Balladyną", patriotycznym "Kordianem" oraz w porywach "Królem-Duchem" głębinnym jest (a na dnie cierpiąca Polska oczywiście) - czyli z "Araba", "Anhellego" lub "Żmii", i z czegoś tam jeszcze, Sławomir Maciejewski wybrał fragmenty i ułożył z nich coś na podobieństwo bajania Szeherezady, która przez tysiąc i jedną noc niespiesznie snuje opowieści nie tylko dlatego, że chce żyć, ale i dlatego, że świat jest opowieścią lub nie ma go w ogóle.

Udało się fantastycznie. Bezbłędnie wyszło. Maciejewski i Tomasz Międzik - jako czytający. I multiinstrumentalista Giuseppe Gimelli. Czterdzieści, czterdzieści pięć minut smakowitego zmyślania. "Rozpatrzywszy się Szaman w sercach owej zgrai wygnańców, rzekł sam w sobie: Zaprawdę nie znalazłem tu, czegom szukał; oto serca ich słabe są i dadzą się podbić smutkowi".

Tak Słowacki baje w prologu rozdziału drugiego "Anhellego". Baje niby każdy, kto siada przed zgromadzeniem i powiada: "Słuchajcie, coś wam opowiem". Jako jeden z niewielu - miał Słowacki prawo wykonać taki gest. Maciejewski i Międzik wybornie to pokazali. Polska bowiem - Polską, niewola - niewolą, kibitki - kibitkami, Rosja carska - takąż Rosją, cierpienia - cierpieniami, i tak dalej - dalej i tak. Lecz jak się opowiadać nie umie - rzeczywiście tylko napuszone "i tak dalej" zostaje, coś niby nieprzyjemny, grafomański patos cierpienia.

Maciejewski i Międzik dowiedli, że Słowacki jest czymś mocniejszym niż rymowana czułość dla Ojczyzny. Jest otóż - wielkim narratorem.



Paweł Głowacki
Dziennik Polski online
22 kwietnia 2015