Pomarzyć warto, rozmarzyć nie warto

Warto szukać kobiety ideału? Można, ale skoro raz zaczniemy narażamy życie wygodne i jako tako ułożone na doszczętna ruinę. Już może lepiej upić się warto? Ale czy też warto? Z tekstu sztuki Norma Fostera wynika prawda dosyć brutalna, że mężczyźnie w określonym wieku niewiele już warto w tej sprawie robić, co najwyżej warto pomarzyć.

Ale który nie chce sobie pomarzyć, że może coś istotnego jednak przeżyje z partnerką wyśnioną? Kiedy starzejącemu się i wiodącemu nudnawy żywot tkwiącego po uszy w liczbach statystyka jego przyjaciel wręcza na urodziny do wypełnienia ankietę z opisem cech wymarzonej kobiety ten początkowo zadanie niechętnie przyjmuje. Ale już po chwili możliwość wykreowania sobie partnerki dla siebie idealnej wciąga go tak bardzo, że o niczym innym nie myśli i nie rozmawia. Nieco później autentycznie ktoś taki staje we drzwiach jego mieszkania jakby na życzenie. Kim ten ideał w istocie jest nie dowiadujemy się prawdy do końca. Poza faktem, że jest uroczą, zmysłową kobietą.

Splot przekomicznych zdarzeń, błyskotliwa narracja i dynamiczna akcji, piętrzące się zabawne, choć dające do myślenia sytuacje w zasadzie życiowo nie do przeskoczenia, aura tajemnicy nie przeniknionej do końca i świetne komediowe aktorstwo. Nie dziwi, że publiczność śmieje się i chętnie bije brawo. Na scenie powstałego niedawno w Rzeszowie Ave Teatru Beata Zarembianka, Jacek Kawalec i Dariusz Niebudek żonglują tekstem brawurowo i popisują się aktorskim komediowym warsztatem, co ważne, nie przekraczają nigdy linii wysmakowania dobrej, komediowej rozrywki.

Osią spektaklu jest postać kobiety wymarzonej, którą gra Zarembianka. Każde jej pojawienie się na scenie ogniskuje uwagę widzów i zwiększa i tak błyskotliwe tempo wydarzeniom. W dużej mierze za sprawą psychologicznych przemian w postaci zewnętrznie podkreślanych strojem. Zarembianka buduje postać z drobnych perełek komizmu i niczym magnes przyciąga uwagę nie tylko dwóch mężczyzn na scenie, ale także widzów. Trójce aktorów bardzo pomaga znakomity tekst Forstera odczytany inteligentnie i po nowemu przez reżysera Macieja Sławińskiego, który daje aktorom mnóstwo okazji do spektakularnych przemian nastrojów podkreślanych efektownie błyskawicznymi zmianami tempa akcji. Wszyscy czują się w tym doskonale.

Jacek Kawalec w roli udręczonego samotnością introwertycznego statystyka, który rozkwita przy wymarzonej kobiecie, konstruuje swą postać powściągliwie, komicznie dozując erotyczną nieporadność. Na początku sztywny i zasadniczy, po jakimś czasie lekko, zwiewnie i mrużąc oko do widowni, na co reaguje ona gęstym śmiechem, szybko przeistacza się w nabuzowanego erotyczną energią samca.

Dariusz Niebudek jako jego przyjaciel, ten od ankiety do wypełnienia, lekko, z dezynwolturą gra kogoś, kogo sława pisarza i kobieciarza jeszcze całkiem nie minęła, dyskretnie dając do zrozumienia, że wie jak bardzo mija się to z prawdą. Gdzieś na dnie pozornie dobrego samopoczucia i dystansu do wszystkiego, trochę przyjacielowi zazdrości jego szczęścia. Ale też ma w sobie przekonanie, że będzie ono ulotne. Umie leczyć swoje frustracje i robić to z pomocą kogoś.

Wszyscy grają ludzi przeciętnych, którzy oczekują od życia odrobiny szczęścia. Jak każdy.

Dlatego widzowie z tak wielką uwagą śledzą, co się dzieje na scenie. Niektórzy może nawet identyfikują się z postaciami. Po części wpływa na to też mała przestrzeń sceniczna, ograniczona zaledwie kilkoma sprzętami i rekwizytami - pomysł scenografki i kostiumolożki Barbary Guzik - i bliski kontakt z wypełnioną szczelnie widownią. Tak bardziej wyraziście intensyfikują się emocje i powstaje wspólnota przeżyć. W której to ma największe znaczenie, co wydarza się między kobietą i mężczyzną.

Sławiński realizuje spektakl czytelnie, prowadzi konsekwentnie, wypełnia po brzegi śmiesznymi sytuacjami i błyskotliwymi dialogami, zapewnia też doskonałą dynamikę i często na zasadzie zaskoczeń nieustanne zwroty akcji i sytuacji. Słusznie koncentruje się na wytrawnym aktorstwie. Stara się też żeby nie popaść w narrację sentymentalną albo pikantnie komediową. Takie wahnięcie w jedną albo drugą stronę byłoby ze szkodą dla spektaklu, który taktownie bawi i delikatnie skłania do osobistych przemyśleń, z poczuciem dystansu i w nastroju bardzo pogodnym.



Andrzej Piątek
Dziennik Teatralny Rzeszów
11 grudnia 2018