Powaga, patos i dostojność
"A Ja wam powiadam: Nie zwalczajcie (zła) złem! Lecz jeśli ktoś uderzy cię w prawy policzek, nastaw mu drugi"- dokładnie te biblijne słowa pokazuje palcem jedna zakonnica drugiej, po czym uderza ją w jeden policzek, a tamta nastawia drugi. Takie i inne sytuacje mają miejsce w wystawionym 25 kwietnia 2009 roku spektaklu pt. "The Convent". W Teatrze Polskim szczecińska publiczność mogła podziwiać grę trzech aktorek z Norwegii: Hanne\'y Gjerstad Henrichsen, Niny Sele, Ully Broch.Akcja rozgrywa się w małej wiosce, w klasztorze, który jest domem trzech zakonnic. Sceneria uboga, jak na klasztor przystało: trzy stoły i wisząca lampa. Zakonnice po kolei przygotowują wszystko do wspólnej wieczerzy: wnoszą blaszane nakrycia, dzbanek oraz tacę z suchym chlebem. Wydawałoby się, że żyją one ubogo i poprawnie, czyli tak, jak powinno się żyć w klasztorze. Cisza, spokój i opanowanie oraz modlitwa i kontemplacja - to cechy, które zapewne zbliżają do Boga, ale to zupełnie nie ten klasztor. Jedna zakonnica w tajemnicy przed pozostałymi podkrada chleb jeszcze przed wieczerzą, inna żuje gumę, wykłada nogi na stół, słucha w radiu frywolnych piosenek, naśmiewa się ze swoich życiowych towarzyszek- jednym słowem: nie nudzi się i nie pozwala na nudę innym.
Celem igraszek jednej z aktorek staję się dokuczanie innej- tej „najporządniejszej”, która walczy z ludzkimi namiętnościami, z głodem, a w kwestii wiary stara się praktykować czytanie Pisma Św. Co prawda, przeszkadzają jej w tym dwie pozostałe, ale to chyba nie szkodzi, skoro i tak trzyma Biblię do góry nogami. Zakonnice nieustannie prowadzą grę nie tylko ze sobą, ale także grę konwencjami, które notorycznie łamią, tym samym obnażając ludzie wady. Przypominają w ten sposób, że człowiek to tylko człowiek- nigdy nie będzie doskonały. Pokazują również, jak nasze wyobrażenie o pewnych sprawach- w tym wypadku o klasztornym życiu- może się różnić od rzeczywistości.
Kolejne sceny z zakonnego życia przerywane są wspólnym śpiewem aktorek oraz tańcem. Warto zwrócić uwagę na grę światłem, która w połączeniu z tańcem, gestami, czy śpiewem dawała niezwykłe efekty. Aktorki z Norwegii doceniam również za precyzję, wszystko od początku do końca zaplanowane i dograne. Przedstawienie w języku obcym, ale nie trzeba znać języka niemieckiego, aby doskonale zrozumieć intencje spektaklu. Pomaga w tym niejednokrotnie mimika, wręcz mistrzowska. Wszystkim tym, którzy nie mieli okazji docenić gry aktorek z Norwegii szczerze polecam spektakl.
Izabela Makaruk
Dziennik Teatralny Szczecin
28 kwietnia 2009