Powiastka bez morału

Po wydanej niedawno kontrowersyjnej trzytomowej autobiografii i po przebytej operacji Sławomir Mrozek napisał nową sztukę. To dość zaskakujące, zważywszy, że autor "Tanga" kilkakrotnie zapowiadał zakończenie kariery pisarskiej. A jednak!

"Karnawał, czyli pierwsza żona Adama" budzi początkowo zainteresowanie jako teatralna powiastka filozoficzna, w której Mrozek przywołuje postacie z dziejów europejskiej tradycji, bawiąc się archetypami kulturowymi i religijnymi. Premierowe przedstawienie w Teatrze Polskim, wiernym Mrozkowi od lat 80. XX wieku, zapewne oddaje zamierzenia pisarza, podsumowującego swoją twórczość pesymistyczną oceną kondycji współczesnego człowieka.

Jesteśmy w raju, gdzie symboliczny Impresario (wszystkie postacie są tu symboliczne) rozpoczyna czerwcowy (I?) karnawał z udziałem Szatana, Biskupa, Goethego, Małgorzaty, Prometeusza, Adama, jego pierwszej żony Lilith (złowrogiej kobiety w tradycji żydowskiej) i Ewy. Mamy tu więc symboliczne postacie, znane od stworzenia świata, pląsające w klimacie "Snu nocy letniej" Szekspira. W kolejnych scenkach, przypominających kabaretowe skecze, wszystkie pompatycznie deklamują dialogi jak w słuchowisku radiowym. Dyskutują o ludzkiej egzystencji, miłości, namiętności i religii. Okazuje się jednak, że wszystkimi wydarzeniami steruje tu Szatan, który jako demiurg panuje nad ludzkimi czynami.

W wywiadach Mrożek wprost przyznawał, że nie wie, gdzie jest Bóg w jego sztuce. Zapewne dlatego spektakl wydaje się płaski i mętny. W niektórych dialogach widać tylko przebłyski satyrycznej werwy dawnego Mrożka. Ale to właściwie wszystko.



Mirosław Winiarczyk
Idziemy
28 czerwca 2013