Powrót niegrzecznego Achillesa

"Achillesa i panien" - podobnie, jak "Papierowego kochanka" Szaniawskiego - na scenie nie oglądaliśmy już od bardzo dawna. W minionej dekadzie po tę "komedię pozornie cyniczną w trzech aktach" chętnie sięgały szkolne grupy teatralne (m.in. wrocławscy gimnazjaliści) i teatry amatorskie

Jednak nawet zasłużony Teatr Zielona Latarnia im. Ireny Rzeszowskiej przegrał w konfrontacji z tekstem Swinarskiego – po premierze pisano: „Historyjka jest smaczna, szkoda, że artyści (…) opowiedzieli ją niemal literalnie, tak jakby inscenizowali grecki mit podczas lekcji polskiego”. Dodawano także, że ta komedia z 1952 roku „aż prosi się o nowe konteksty i rozwiązania”. Dyplom III roku Studium Aktorskiego przy Teatrze Śląskim jest zupełnie inny. Niegrzeczny, zgodnie z literą tekstu, ale nie wulgarny. Na dodatek to przedstawienie, nie chcąc jedynie bawić, mówi o kilku bardzo istotnych kwestiach.  

„Achilles i panny” pojawia się w rozmaitych kontekstach. Ignacy Gogolewski w wywiadzie-rzece nazwał ten tekst „zabawną komedią erotyczną, której wystawieniu towarzyszył posmak skandalu obyczajowego” i „ówczesnym przebojem”, w którym zagrał 250 razy. Jerzy Połomski w rozmowie z Katarzyną Bielas i Jackiem Szczerbą wspominał: „Pani Baduszkowa z Teatru Muzycznego na Wybrzeżu zaproponowała, żebym zagrał główną rolę w Achillesie i pannach Swinarskiego. Nie wiem, dlaczego uważała, że się nadaję. Może chciała przyciągnąć publiczność, byłem już wtedy popularny. Nie znalazłem jednak w sobie dość zalet, żeby zostać czarującym Achillesem. Nie ten wzrost, nie ta buzia”.

Wprawdzie ostatni raz na profesjonalnej scenie grano „Achillesa…” w 1985 roku (Teatr Narodowy), ale w ostatniej dekadzie po tę komedię chętnie sięgały teatry amatorskie (Teatr Zielona Latarnia, „Teatr Trzeciej Klasy, lecz pierwszego gatunku”), a 22 czerwca spektakl w wykonaniu Grupy Teatralnej TR (reżyseria: Ewa Rejer) będzie można zobaczyć w sali widowiskowej Grójeckiego Ośrodka Kulturalnego. Piotr Połomka, nauczyciel w Dwujęzycznym Gimnazjum ATUT we Wrocławiu i reżyser „Achillesa…” mówił w 2008 roku: „Młodzież nie musi sięgać do kanonu lektur, aby skutecznie uczyć się kultury żywego słowa. Celowo wybrałem tekst lekki, żartobliwy, lekko erotyczny, a jednocześnie poruszający tematy dorosłego życia”. Teraz komedia Swinarskiego – po 37 latach od spektaklu w reżyserii Ignacego Gogolewskiego - powraca na deski Teatru Śląskiego. Tym razem jako dyplom Studium Aktorskiego.

Gdybym nie znał nazwisk reżysera i autorki scenografii, pomyślałbym, że to kolejna szekspirowska inscenizacja Tadeusza Bradeckiego. Na scenie – dwa krzesła, stół, waza, nadmuchiwany materac, piłka plażowa i posąg Ateny w renowacji. Słońce praży niemiłosiernie i nawet szumiące nieopodal morze nie daje ochłody. Na wyspie siedem córek poetki Safony i króla Likomedesa, znudzonych codzienną monotonią (haftowanie, zajmowanie się ptactwem), wypatruje okrętów i marzy o mężczyznach. Jednocześnie wiedzę dziewcząt o sprawach płci świetnie ilustrują kwestie Mai („Kucharz to nie mężczyzna – to służba”) i Deidamii (dziewczyna sądzi, że rodzice zamykają się na długo w sypialni, bo mama czyta tacie swoje wiersze). Sytuacja zmieni się diametralnie z chwilą pojawienia się na wyspie Odysa…

W przeciwieństwie np. do inscenizacji w Grójcu, nie oglądamy na scenie antycznego sztafażu. Żadnych kolumn i tog. Likomedes nosi biały garnitur, Odys wygląda, jakby przyszedł prosto z planu „Czasu Apokalipsy”, strój Safony wyraźnie definiuje ją jako osobę bardzo zamożną. W tym – wizualnie bardzo pięknym przedstawieniu (żółć piasku, błękit morza, róż nieba) – nawet wprowadzenie zabarwionych zielonym światłem scen onirycznych i pojawienie się śpiewającej sopranem Tetydy (Justyna Bachowska) znajduje swoje uzasadnienie.

Nie sposób nie wspomnieć o erotyce. Pyton spaceruje w kuchennym fartuchu, a gdy spotyka Beotkę, znacząco unosi wspomniany element garderoby. Safona na powitanie dotyka klatki piersiowej Odysa, a po chwili jej dłoń zsuwa się niżej. Partnerem staje się również publiczność – wspomniany kucharz, pompując coraz szybciej materac, mruga zachęcająco do kogoś na widowni. Nagość jest pokawałkowana (migają uda, łydki i pępki), a baraszkowania bohaterów mają miejsce w kulisach. Swinarski jednak nie poprzestaje jedynie na dialogach na temat włochatych męskich nóg czy pocałunków – pojawia się również temat antykoncepcji i aborcji. W czasach, gdy coraz bardziej obniża się wiek inicjacji seksualnej, spektakl mógłby z powodzeniem pełnić rolę profilaktyczną.

Trudne zadanie otrzymała Sara Bednarczyk, która grała dwie postaci – pojawiającą się w snach Achillesa i Odysa Nimfę (bardzo śmiała choreografia) i lubiącą cielesne przyjemności rudowłosą Beotkę (trudno ją poznać w czerwonej peruce). W prawie niemej roli służącej miała okazję zaprezentować siłę swojego głosu. Widać było, że traktuje ciało jak kostium i nie ma najmniejszego problemu, by wejść w mocno fizyczny kontakt z partnerem. Joanna Wawrzyńska jako Maja miała w sobie dziecięcą naiwność – zarówno w scenie, w której bohaterka opowiadała swój freudowski sen, jak i wtedy, gdy w końcu zdobyła swojego „sokoła”. Wioleta Malchar bardzo naturalnie grała radość Deidamii, gdy ta dowiaduje się, że jest w ciąży. Jej zdolności aktorskie bardzo dobrze było widać w długim, początkowym monologu, a także w scenie podsłuchiwania rozmowy Odysa z Achillesem. Alicja Szymkiewicz zaskakiwała (kontrastującą z jej warunkami zewnętrznymi) stanowczością, z jaką Beta żądała od Achillesa syna, a rozmowa Kirry (Iwona Sztuba) z Mirrą (Justyna Maszczyk) osiągała taką temperaturę uczuć, że nie można było nie skupić na niej uwagi. Dominika Dzierżęga jako Alfa podołała niełatwemu zadaniu zagrania bliźniaczki – nie chodzi jedynie o fizyczne podobieństwo, ale i o nadawanie obu bohaterek na tej samej fali. Patrząc na aktorkę, przypomniałem sobie egzaminy i scenę erotycznej gimnastyki na kanapie z „Ich czworo” – dzięki słuchaczce Studium sekwencja ta została wzbogacona o akcenty humorystyczne. Mile zaskoczył Karol Binkowski, który jakoś nie zapadł mi specjalnie w pamięć w „Historii”. Tymczasem zarówno Gammę, jak i Achillesa zagrał znakomicie. Zindywidualizował obie postaci, a kreując kobiecą bohaterkę, nie uciekał się do łatwych efektów. Jednocześnie przemiany Achillesa były poprowadzone bardzo czytelnie, nie było sprzeczności między nieuświadomionym synem Tetydy, chłopakiem, wyczerpanym kolejnymi spotkaniami z dziewczynami i szesnastolatkiem-patriotą, który używa wielkich słów i chce iść na wojnę. Adam Ender pokazał, że pomyłkę w tekście wskutek premierowej tremy można ograć w ten sposób, by wyglądała na celowe problemy z wysłowieniem się postaci – trudno o lepszy przykład scenicznego profesjonalizmu. Myślący tylko o seksie Pyton nie zadowalał się Beotką i adorował również Safonę, a odtwórca roli kucharza przeczył słowom Andrzeja Łapickiego, który w wywiadzie-rzece mówił, że młodzi aktorzy mają problem ze scenami miłosnymi, boją się dotknąć dziewczyny, nie wspominając już o tym, by wyznać partnerce miłość, pocałować ją czy „złapać za to, co trzeba”. Kiedy ogląda się Odysa (Jakub Piwowarczyk), rozmawiającego z Safoną (Anna Wesołowska) i Likomedesem (Roman Michalski), nie widzimy relacji pedagog-uczeń, lecz trójkę równorzędnych partnerów. Młody aktor udowodnił, że jest niezwykle sprawny fizycznie - gdy zaczął wykonywać na scenie karkołomne ewolucje gimnastyczne, ktoś w rzędzie przede mną szepnął: „Człowiek-guma!”. Likomedes w wykonaniu Romana Michalskiego wzbudzał śmiech na widowni, gdy zmęczony natłokiem złych wiadomości prosił Deidamię, by uszanowała zwłoki ojca i zostawiła go w spokoju. Król, zwany przez żonę pieszczotliwie „Dudusiem”, bywa cholerykiem, ale jego wybuchy gniewu raczej śmieszą niż przerażają. Poza tym realną władzę w tym związku sprawuje Safona, do której zwraca się czule per „Kluchnuś”. W piątkowy wieczór było widać, że występ na jednej scenie ze swoimi uczniami sprawia Romanowi Michalskiemu wielką przyjemność. Anna Wesołowska świetnie pokazała obłudę i zaślepienie swojej bohaterki – poetka wyrzuca z pracy ciężarną Beotkę, ale nie zauważa, że sama niedługo zostanie babcią.

Nie mam pojęcia, na czym polegał fenomen tego tekstu w latach 50, 60. czy 70. – wydaje się, że nigdy komedia Swinarskiego nie była tak aktualna, jak teraz. Wtedy w Polsce nie istniały takie tematy, jak homoseksualizm czy AIDS, a „gender studies” nie weszły jeszcze nawet w fazę mglistego pomysłu. Jakże inaczej brzmi dzisiaj adresowane do sióstr pytanie Gammy: a czy to nie wszystko jedno, czy ktoś jest chłopcem czy dziewczyną?  Podobnie jest z rozmową między Achillesem i Odysem, w trakcie której ten pierwszy pyta, dlaczego dwaj mężczyźni nie mogą mieć dzieci. Swinarski czerpie z mitu o wojnie trojańskiej i z twórczości Arystofanesa, ale ważniejsze wydaje się coś innego: pokazanie ciała i seksualności jako źródła radości i przyjemności, a nie sfery brudnej i grzesznej. Wkrótce wszak nadejdzie chrześcijaństwo, a wraz z nim – jak pisał na kilka miesięcy przed śmiercią Poeta w wierszu „Petroniusz bredzi” – „kara za uśmiech, zapach, dotyk i spojrzenie / A za miłość do piękna – wieczne umartwienie”.

Dyplomantom należy się uznanie za to, że w bardzo krótkim czasie potrafili się odnaleźć w dwóch tak odmiennych teatralnych rzeczywistościach, jak Gombrowicz i Swinarski. Cieszę się, że w tym dyplomie – podobnie, jak w „Mateczce” – pojawili się na jednej scenie ze swoimi pedagogami. Mam nadzieję, że młodzi aktorzy pójdą w ślady Małgorzaty Daniłow, dla której spektakl dyplomowy stał się przepustką do kolejnych przedstawień w repertuarze. Ośmielę się stwierdzić, że tegoroczni dyplomanci są w lepszej sytuacji – mają już w dorobku występy w „Królu Edypie”, „Badenheimie 1939”, „Wizycie starszej pani”, „Zagraj to jeszcze raz, Sam”, „Poruczniku z Inishmore”, a także w emitowanym 10 stycznia w TVP Kultura filmie Piotra Szalszy o Bronisławie Hubermanie. Joanna Wawrzyńska gra w „Iwonie…”, a wkrótce zobaczymy ją w roli Dziennikarki w filmie „Kret”. Wioletę Malchar możemy oglądać m.in. w chorzowskim „Przebudzeniu Wiosny” i gliwickim „Hair”. Justyna Maszczyk w spektaklu Attili Keresztesa na jeden wieczór zastąpiła Agnieszkę Radzikowską w roli Iwony, wcześniej pojawiła się w częstochowskiej „Odysei 2”, a całkiem niedawno – w klipie do piosenki „Chcę” zespołu Virus Ego. Wierzę, że w przyszłym sezonie zobaczę tegorocznych dyplomantów w premierowym repertuarze.



Tomasz Klauza
Dziennik Teatralny Katowice
24 czerwca 2011
Spektakle
Achilles i panny