Poznańska alternatywa w akcji

Kosmopolityczny patriotyzm na scenie teatru XXI wieku? Groteska czy pochwała? Naiwność czy premedytacja? Ot, kolejne dzieło Teatru Ósmego Dnia ujrzało światło dzienne.

Historia Teatru Ósmego Dnia rozpoczęła się w roku 1964, kiedy to rozpoczął on swą działalność jako Studencki Teatr Poezji „Ósmego Dnia”. Od początku istnienia proponował alternatywne treści, okraszone ironią, groteską oraz sporą dozą krytycznego spojrzenia na PRL-owską rzeczywistość. W 1979 roku zyskał miano zawodowego, lecz nie przestał zachwycać. Tworzyły go odważne osobistości, które nie ugięły się nawet z powodu szykanowania przez władze. Jednakże w 1985 roku teatr zawiesił swą działalność, którą reaktywowano w znaczącym dla Polski 1989 roku. Naczelną zasadą wyznawaną przez twórców tego teatru jest demaskowanie fałszu oraz prezentowanie polskiej rzeczywistości dnia codziennego. Sukces Teatru Ósmego Dnia zapewne związany jest z unikalnym podejściem do pracy ludzi, którzy tworzą wspólnotę połączoną więzami braterstwa. Siłę do tworzenia kolejnych spektakli grupa teatralna czerpie ze wspólnoty. Cała ekspresja członków grupy przekuwana jest na wypowiedź teatralną. Stąd jej niebanalność i oryginalność, wynikająca z połączenia w jedność wielu indywiduów. Swoją nieprzeciętną grę Teatr Ósmego Dnia zaprezentował bytomskiej widowni 11 grudnia.

Spektakl dokumentalny „Paranoicy i pszczelarze” został stworzony na bazie reportaży Moniki Redzisz „Jestem przeciętnym Polakiem”, biorącej udział w Zorka Project oraz reportaży autorstwa Grzegorza Sroczyńskiego „Zdzichu, nie rób wstydu”, a także wielu tekstów prasowych i wypowiedzi osób publicznych. Multimedialno-wizualną atrakcyjność spektaklu podniesiono dzięki wykorzystaniu fotografii wykonanych przez Bartosza Bobkowskiego, Joannę Helander, Piotra Jeske, Kosmę oraz Beatę Ziemowską. Warto podkreślić także znaczącą rolę wizualizacji, rzutowanych na szklanych dekoracjach, które zachwycały nowatorskością. Zdecydowanym atutem multimedialnego spektaklu było zmultiplikowane postrzeganie aktorskich ciał, które poza realnym bytowaniem w przestrzeni sceny, występowały także wirtualnie, w postaci hologramów.

Spektakl rozpoczyna się z lekkim opóźnieniem. Widownia zajmuje powoli miejsc, natomiast aktorzy, krążąc po scenie, przyglądają się przybyłym. Takty muzyki wskazują na rozwój akcji. Aktorzy prezentują sylwetki kilku osób, które zdecydowanie akcentują afirmatywny stosunek do kosmopolityzmu. Podróżują po świecie, zazwyczaj w poszukiwaniu godziwego zarobku i harują ponad własne siły, by zarobić górę grosza, z która mogą powrócić, niczym starożytny wojownik z tarczą, do ojczystego kraju. Podczas pobytu na obczyźnie chowają swój honor do kieszeni i nie gardzą pracą na zmywaku czy przy obieraniu kartofli. Bo niby czemu, skoro właśnie tak mogą się realizować? Wiara nie istnieje w olbrzymim świecie bohaterów, w którym wszystko jest możliwe, gdyż wszelkie granice zostały zniesione. Religia została zanegowana i odrzucona. Liczy się jedynie tu i teraz. Wszelka motywacja i dążenie do doskonalenia się również zostało wyparte na marginalia życia. Groteska? Czy może odzwierciedlenie wybielanej przez media rzeczywistości?

Teatr Ósmego Dnia pokazał alternatywny i paranoiczny świat, w którym dominują dychotomiczne podziały. W głównym nurcie prezentowana są opiewane przez poetów ideały, takie jak: historia, tradycja, patriotyzm. Przedstawiono także ksenofobiczne stanowisko nacjonalistów. Natomiast konfrontacja z rzeczywistością, jaka dokonuje się podczas prezentacji sylwetek kilku osób prowadzi do wniosków zgoła odmiennych. Oto tu, w słowiańskim państwie nie ma już miejsca na wzniosłe ideały i wartości bez pokrycia. Mieszkańców charakteryzuje kosmopolityzm, obojętność i apatia. 

Autorka scenariusza spektaklu „Paranoicy i pszczelarze” Ewa Wójciak wylicza, że w sztuce występuje 15 pszczelarzy, natomiast reszta to paranoicy, roztrząsający sprawę ekshumacji zwłok generała. Przedstawienie tworzą dwie odmienne narracje. Bohaterami pierwszej z nich są zwykli, przeciętni obywatele, którzy stają się bohaterami dnia codziennego. To właśnie oni konstytuują polską rzeczywistość społeczno-polityczną. Aktorzy czytający krótkie historie życia obywateli Polski wyłaniają się na chwilę z cienia, by wyartykułować kilka niezbędnych fraz, odsłaniających ich prywatność. Za ich plecami, na przeszklonych makietach pojawiają się zdjęcia bohaterów, których losy opowiadają. Monologi są płynne i statyczne. Druga narracja jest zgoła odmienna. Na scenę wkracza muzyka, ekspresja i dynamizm. Szybkie i krótkie wypowiedzi bohaterów drugiej części spektaklu posiadają agresywne zabarwienie. Tym razem rzeczywistość budują osoby publiczne, takie jak politycy czy dziennikarze. Polskę ogarnia boom rekonstruowania przeszłości, ważnych wydarzeń, strojów, wojen, życia przodków. Na scenie dominuje groteska wyśmiewająca politykę historyczną, która prowadzi zdaniem Ewy Wójciak do fałszywej dumy, kompleksów oraz zaburza europejskie procesy integracyjne. 

Schizofreniczny? Jak najbardziej. Ciekawy? A i owszem. Czy musi się podobać rzeszom odbiorców? Absolutnie nie. Spektakl zmusza do myślenia i zadziwia abstrakcyjnością dobranych ogniw łańcucha tworzących przedstawienie.

Wniosek płynący ze spektaklu jest przewrotny. Aktorzy Teatru Ósmego Dnia pragną udowodnić śladem biblijnej egzegezy, że wielkość tkwi w małości, że przeciętność jest tak naprawdę nieprzeciętnością, a nawet potęgą. Dokument, który był bazą do stworzenia spektaklu ukazywał zwykłych, niczym niewyróżniających się ludzi, pszczelarzy, którzy od wieków, po każdej klęsce, wojnie, kataklizmie, zakasywali rękawy i zabierali się do pracy, odbudowując zrujnowaną ojczyznę. Ostra krytyka polityki historycznej ma na celu uświadomienie, że w Polsce dość już martyrologii, dość stawiania pomników klęskom i przegranym. Trzeba przeć dziarsko do przodu i nie poddawać się. Wszystkich pszczelarzy łączy jedno - otwartość umysłu i poczucie przynależności do europejskiej wspólnoty.

Gdy mrok spowijający scenę rozpływa się w świetle reflektorów i muzyka wygrywa koniec aktu, widz gotujący się do zarzucenia aktorów brawami czuje pewien niedosyt. Koniec nadchodzi zbyt nieoczekiwanie. Na szklanych dekoracjach pojawiają się aluzyjne napisy „pszczelarze bez granic”. Mrok tańczy tango, natomiast snop światła padający z góry przypomina nieco Bożą Opatrzność wyciągającą rękę w stronę ludzkości. Odpowiedzią na wezwanie są migające zdjęcia twarzy bohaterów spektaklu, jakie pojawiają się na telebimach.

Spektakl ten z pewnością nie należy do najbardziej atrakcyjnych ani prostych w odbiorze, jednakże ma w sobie to coś, co sprawia, że warto go obejrzeć i stwierdzić w zadumie, że to dobry kawałek sztuki. Natomiast w głowie kołacze się nieustannie jedno znamienne dla sztuki zdanie -wezwanie rzucone odbiorcom. „Nie można przejść przez życie na paluszkach, trzeba zostawić ślady”.



Magdalena Mikrut-Majeranek
Dziennik Teatralny Katowice
22 grudnia 2010