Prawda zabija nadzieję

Małgorzata Bogajewska wzięła na warsztat "Bramy raju", czyli jedną z najciekawszych książek w polskiej literaturze.

Ma ona nietypową formę,  bowiem składa się jedynie z dwóch zdań. Pierwsze (nieproporcjonalnie długie wobec drugiego) zawiera w sobie całą fabułę opowieści, drugie brzmi: „I szli całą noc”. Zaadaptowanie tego literackiego dziwoląga na potrzeby teatru okazało się jednak - dzięki umiejętnościom inscenizacyjnym reżyserki - zabiegiem całkiem udanym.

„Bramy raju” powstały w przełomowym dla Jerzego Andrzejewskiego momencie - autor rozstał się z komunizmem i spojrzał z dystansem na swoje wcześniejsze poczynania. Jego książka to rozważania na temat narodzin idei oraz sposobu wypaczania ich początkowych założeń przez tzw. „czynnik ludzki”, czyli w naturalny sposób wpisane w człowieka namiętności, pożądania, seksualność, zło. Opowieść przybiera formę spowiedzi bohaterów, którzy pielgrzymują do Grobu Pańskiego, lecz szczytne idee okazują się fikcją i przykrywką dla drzemiących w nich demonów.

Punktem wyjścia dla fabuły „Bram raju” jest krucjata dziecięca, która rzekomo miała miejsce w XIII wieku. W rzeczywistości opowieść jest mieszaniną faktów i fikcji, która została uwieczniona w średniowiecznych kronikach jako krucjata dziecięca. Pastuch Jakub z Cloyes (Tomasz Schuchardt) ogłasza, że dostąpił objawienia, które dokonało się za sprawą słów Hrabiego Ludwika z Vendôme (Przemysław Kozłowski), któremu chłopak uwierzył bezkrytycznie. W swojej wsi koło Chartres na południu Francji udało mu się zarazić szerokie rzesze przekonaniem, że tylko niewinne dzieci są w stanie uratować Grób Pański w Jerozolimie przed pogańskimi Turkami. Dzieci udają się w długą pieszą wędrówkę by pokonać muzułmańską potęgę, a my przysłuchujemy się spowiedzi kolejnych uczestników krucjaty, którzy zwierzają się Spowiednikowi (Andrzej Wichrowski) ze swoich najgłębiej skrywanych tajemnic. Szybko wychodzi na jaw, że szczytny cel wyprawy nie jest główną motywacją bohaterów. Umysł Spowiednika zostaje zalany zwierzeniami pełnymi ludzkich chuci oraz nieokiełznanych namiętności, które niejednokrotnie prowadzą do tragedii. W końcu duchowny, któremu przyszło zmierzyć się również z własnymi, jakże ludzkimi odruchami, pragnieniami, dążeniami dochodzi do wniosku, że „nie kłamstwa, lecz prawda zabija nadzieję”.

Spektakl zaskakuje interesującymi rozwiązaniami scenograficznymi. Aranżacja przestrzeni zainspirowana została budową kościoła, ołtarzem oraz stołem ofiarnym, który w tym przypadku pełnił także rolę trumny, stając się dosłownym ucieleśnieniem ofiarności. Przedstawienie posiada klamrę kompozycyjną - na początku i na końcu spektaklu patrzymy na średniowieczny ołtarz, wypełniające go figury, tworzone przez zastygłe w bezruchu postaci. To uczestnicy krucjaty, którzy dzięki swojej wyprawie osiągnęli nieśmiertelność. Przestrzeń została z obu stron ograniczona lustrzanymi ścianami z pleksi, które zwężają się w kierunku ołtarza tworząc wrażenie malarskiej perspektywy. Jednocześnie fakt, iż w półprzezroczystych ścianach odbijają się wykrzywione obrazy rzeczywistości potęguje w nas poczucie fikcji, fantasmagoryczności. Niezwykłą atmosferę dopełnia fakt, iż świat, który oglądamy, jest monochromatyczny, przepełniony czernią, przez co pozbawiony nadziei, złudzeń, unurzany w żądzach.

Sposób poprowadzenia historii wymagał od aktorów niezwykle skupionej gry, ograniczenia zewnętrznej ekspresji do minimum. Aktorom udało się jednak utrzymać spójność scenicznego świata. Dzięki ich umiejętnościom przeraża Aleksy Melissen (Kamil Maćkowiak) Grek z Bizancjum, którym targają wyrzuty sumienia, ponieważ pokochał mordercę swoich rodziców, hrabiego Ludwika. Zapamiętujemy Jakuba, który jest tak skupiony na sobie i na swojej misji, że zupełnie nie zauważa fali niszczycielskiego pożądania, jakie rozbudza we wszystkich wokół. Trudno także przejść obojętnie wobec rozmodlonej Maud (Iwona Dróżdż-Rybińska), którą rozpala każda myśl o Jakubie, czy zapomnieć o Blance (Urszula Gryczewska) - wyuzdanej, erotycznie rozbudzonej dziewczynie, która namiętnościami stara się zagłuszyć wewnętrzną pustkę, rozpaczliwe pragnienie miłości. Na przeciwnych biegunach umieszczone zostały postaci Spowiednika i Hrabiego Ludwika, reprezentantów dobra i zła, którzy mimo wszystko dalecy są od jednoznaczności, łatwej klasyfikacji. Bogajewska postawiła przed aktorami trudne zadanie, jednak zespół podołał wyzwaniu.

Z jednej strony, gdy porównać spektakl Małgorzaty Bogajewskiej z „Bramami raju” Pawła Passiniego, uderza pewien inscenizacyjny tradycjonalizm, z drugiej jednak wiele rozwiązań  zaskakuje, jak chociażby warstwa scenograficzna. Reżyserka znalazła złoty środek i udało jej się sprawnie wyreżyserować przedstawienie oparte na pełnym pułapek tekście, mającym strukturę deleuzjańskiego kłącza. Otwarcie nowego sezonu teatralnego w łódzkim Jaraczu można tym samym oficjalnie uznać za udane.



Olga Ptak
Dziennik Teatralny Łódź
14 września 2009
Spektakle
Bramy raju