Premiera Śląskiego Teatru Tańca

Aby tradycji stało się zadość, także i w tym roku podczas Międzynarodowej Konferencji Tańca Współczesnego i Festiwalu Sztuki tanecznej miała miejsce premiera nowego spektaklu Śląskiego Teatru Tańca, "Something like that 10/6" . Tym razem w rolę choreografa wcielił się Kuik Swee Boon, który rok temu zaprezentował wraz z T.H.E Dance Company spektakl "O sounds", wprawiając publiczność w podziw

Kuik Swee Boon jest dyrektorem artystycznym singapurskiej T.H.E (Ludzka Ekspresja) Dance Company, którą założył w 2008 roku, lecz w tym roku podjął się pracy z polskimi tancerzami reprezentującymi Śląski Teatr Tańca. Efektem prac było stworzenie niepokojącego spektaklu, przesiąkniętego smutkiem i zadumą.

Ułamek ukryty w tytule można rozszyfrować jako aluzję do powieści Lewisa Carolla, „Alicja w Krainie Czarów” oraz kontynuacji przygód bohaterki, które zawarto w książce „Po drugiej stronie lustra”. Something like that 10/6 to napis znajdujący się na karteczce zatkniętej w kapeluszu bohatera zwanego Mad Hatter (Jervis Tetch), w Polsce znanego pod pseudonimem Szalonego Kapelusznika. Jego tajną mocą była umiejętność władania umysłami ludzi właśnie za pomocą kapelusza. Postać ta pojawia się także w serii komiksów o Batmanie. Gdzie ukazano go jako przesiąkniętego złem złoczyńcę, zafascynowanego kapeluszami, będącego pomocnikiem Jokera. Jego imię powstało z idiomu „mad as a hatter”, oznaczającego „szalony jak kapelusznik”. Według niektórych kapelusznicy miewali stany psychotyczne, objawiające się m.in.: „drgawkami kapeluszniczymi”, które były powodowane zbyt długim przebywaniem w miejscu, w którym unosiły się opary rtęci, używanej podczas wytwarzania filcu. Obcowanie z toksynami powodowało nieodwracalne zmiany w mózgu, stąd ich dziwne zachowanie. Intrygujący tytuł można także interpretować inaczej. Pod zagadkowym 10/6 kryje się także data i to nie byle jaka, a Mad Hatter Day, czyli święto Szalonego Kapelusznika, będące drugim szalonym dniem w roku (po 1 kwietnia). W USA obchodzone jest 6 października, natomiast w Wielkiej Brytanii 10 czerwca.

Teatralnym Szalonym Kapelusznikiem mógł być tancerz inicjujący sceniczny ruch, który pląsał, neurotycznie wymachując rękami ułożonymi w otwartym geście, zapraszającym do zanurzenia się w absurdalnym świecie. Artyści pojawiający się na scenie tańczą symultanicznie, wykonując układy choreograficzne typowe dla współczesnego tańca. Momenty dynamicznego ruchu zostały przeplecione chwilami zadumy, samotnego spaceru oraz chodzeniem na czworakach.

Choreograf operuje tłumem. Tancerze tłoczą się zazwyczaj w jednym miejscu, tworząc zwartą masę. Przeważnie jedna osoba oddziela się od tłumu i samotnie spaceruje wokół niezindywidualizowanej większości. Muzyka choć oryginalna i niepokojąca nie odgrywa tu większej roli. Natomiast wiele układów choreograficznych przypomina musicalowe realizacje. Jedną z najefektowniejszych scen jest ta, ukazująca jak tancerze podnoszą Korinę Kordovę, której ciało płynnie wędruje ponad głowami innych.

Przez znakomitą większość spektaklu tancerze snują się po scenie niczym cienie spacerujące po Champs-Élysées. Zachowują się jak błąkające się w zaświatach dusze, lecz bywają także momenty okraszone ekspresywną dynamiką. Niespodziewane i bardzo szybkie ruchy wykonywane rękami mogą przywodzić na myśl wspomniane wcześniej drgawki kapelusznicze. Ciekawy jest także układ, w którym kobieta opiera się na mężczyźnie, uwiesza się na nim, natomiast on ciągnie ją za sobą. Wkrótce role się odwracają i to kobieta stanowi oparcie dla osobnika przeciwnej płci. On staje się jedynie balastem. Z niniejszego obrazu płynie prospołeczny przekaz mówiący o związkach i zależnościach międzyludzkich, o potrzebie bezpieczeństwa oraz wzajemnego wsparcia. W finale artyści stoją ustawieni w rzędzie (jak na stracenie) pod czarną ścianą, symbolicznym wyobrażeniem tablicy. Wyrwani do odpowiedzi opowiadają swoje historie, zapisując je za pomocą wyimaginowanej kredy. Jedna z tancerek powoli przechadzając się między swoją armią cieni, dotyka po kolei każdego z artystów, uświadamiając i budząc z hipnotycznego snu. Tancerze powoli uwalniają się spod władzy uroku, przestają pisać, zwalniają tempo i kończą swą sceniczną narrację.

Spektakl „Something like that 10/6” jest świeżym spojrzeniem na współczesny teatr tańca. Ukazuje absurdy rzeczywistości i zagubienie człowieka w świecie, w którym dominuje nieustanny pośpiech i anonimowość.



Magdalena Mikrut-Majeranek
Fabryka Tańca - Gazeta Festiwalowa
9 lipca 2011