Premiery nie będzie

"Holzwege" to spektakl - próba, który tematyzuje niemożliwość stworzenia przedstawienia teatralnego. Porażką okazuje się nie tylko ujęcie wielowymiarowej historii kompozytora w ramy scenicznej formuły, ale też sam proces pracy twórczej, ograniczony wymogami czasowymi i nastawiony na ciągłą produkcję gotowych dzieł.

Kim był XX-wieczny polski kompozytor Tomasz Sikorski? Wielkim artystą, który nie poradził sobie z (mówiąc Kunderą) "nieznośną lekkością bytu"? Zwykłym alkoholikiem, który wszystkie domowe sprzęty wymieniał za butelkę wódki? Cudownym dzieckiem i nieznającym kompromisów radykalnym twórcą? Niedocenionym innowatorem i muzycznym rewolucjonistą? Natchnionym, ale romantycznie nieszczęśliwym artystą, który musiał zostać poświęcony na ołtarzu swojej twórczości? Jak umarł Sikorski: heroicznie, samotnie, dla sztuki czy poddając się życiowym wysiłkom, uciekając od świata i w efekcie popełniając samobójstwo? Jak odbierana była jego sztuka: jako oszustwo i blaga, ekscentryczne szaleństwo czy niezrozumiana za życia twórcy - według znanego skądinąd schematu - znalazła swoich odbiorców dopiero po jego śmierci? Jaka jest prawda na temat Sikorskiego, która zasługuje na teatralną interpretację? Jak "wcielić się" w artystę, jakimi emocjami scharakteryzować jego postać? Jakie wybrać momenty i kadry z jego życia, aby możliwie najpełniej zaprezentować złożoność tej postaci? Jak opowiedzieć tę historię?

Katarzyna Kalwat, wykorzystując tekst Marty Sokołowskiej ("Holzwege" to z niemieckiego "błądzenie", a także tytuł utworu Sikorskiego), postanawia te pytania w sposób bezpośredni przenieść na sytuacje sceniczne. Przyznaje się jednocześnie do tego, że nie sposób pokazać jedynej, "prawdziwej" wersji życiorysu, nie upraszczając tym samym jego bohatera do jednowymiarowej sylwetki artysty, który w okresie pełni swojej pracy twórczej nagle, w tajemniczy sposób, umiera w niewyjaśnionych (choć domniemanych) okolicznościach. Zupełnie jak Jimi Hendrix, Jim Morrison, Amy Winehouse i wiele innych gwiazd, o czym w pewnym momencie przypomina Jan Dravnel. Aktorzy (oprócz Dravnela, Sandry Korzeniak i Tomasza Tyndyka) znakomicie realizują sceniczne zadania: podsuwając kolejne scenariusze na temat życia Sikorskiego, przedstawiają jakieś ułamki, dialogi, momenty, które mogłyby w przyszłości złożyć się na spektakl o życiu wielkiego kompozytora. Znajdujemy się bowiem w procesie próby dopuszczania wszelkich możliwych interpretacji, poszukiwania scenicznych rozwiązań, a przede wszystkim kreowania rysu głównej postaci spektaklu. Akcja dzieje się gdzieś na scenie albo w garderobie, pośród lustrzanych ścian, mebli, sterty dokumentów, jakichś przypadkowych rekwizytów, gdzie stoi też fortepian - symbol twórczości Sikorskiego.

Tyndyk, któremu powierzona została rola kompozytora, nie ogranicza środków, aby jak najlepiej oddać charakter Sikorskiego - artysty, Sikorskiego - samotnika, Sikorskiego - ekscentryka, filozofa, szaleńca, nałogowca, desperata... Ogarnięty manią na temat tej postaci aktor ma świadomość, że ciągle czegoś w tych portretach brakuje, że nie oddaje całości, skazany jest na porażkę. Dravnel, który raz wciela się w muzycznego dziennikarza, innym razem jest dramaturgiem i researcherem tego procesu, podsuwa coraz to nowe fakty czy plotki na temat życia Sikorskiego znalezione w internecie. Korzeniak jest tu nikim innym jak Sandrą Korzeniak proponującą własne (nieco natchnione, "artystowskie") spojrzenie na wybitnego artystę, którego zabiła własna twórczość - jej bowiem poświęcił się całkowicie (nie bez powodu w tle pojawia się też postać Marylin Monroe, z którą przede wszystkim kojarzona jest aktorka). W rozmowach na temat tego, kim był czy mógł być polski kompozytor, zabiera głos jeszcze jedna osoba - obecny na scenie przyjaciel i współpracownik Sikorskiego, Zygmunt Krauze. Muzyk przypomina czasy, w których spotykali się w Warszawie, czyta listy, które Sikorski wysyłał mu z Paryża i Nowego Jorku, gdzie przebywał na stypendium, opowiada o młodości artysty. Ta perspektywa wydaje się najbliższa prawdy. Zresztą, dlaczego mielibyśmy nie wierzyć słowom kogoś, kto Sikorskiego znał osobiście, był z nim w bliskich kontaktach i współpracował. Pianista gra nawet utwory Sikorskiego, prezentując ich skomplikowaną i nowatorską strukturę. Dzięki obecności Krauzego Kalwat tym bardziej manipuluje uczuciami widzów, dając im poczucie ulgi (nareszcie słyszymy jakąś "prawdziwą" historię) na przemian z powątpiewaniem (przecież ludzka pamięć też może oszukiwać). Pokazując jeszcze jedną możliwą opowieść o Sikorskim, reżyserka nie projektuje finału tego spotkania. Twórcy prezentują tylko kolejne możliwości, a nie rozwiązania pytań, które mogły pojawić się w trakcie pracy. Sami mają poczucie, że nie jest możliwe stworzenie zupełnie innowacyjnej formuły teatralnej, która pomieściłaby w sobie te wątpliwości, pęknięcia i alternatywne scenariusze. Dravnel w zabawnym monologu mówi dokładnie o tym, co "już w teatrze było", wskazując choćby na elementy scenografii (słynne już pleksi), które widzimy na scenie. Z tej pozycji - świadomości powtarzalności, uwikłania w relacje i historie form teatralnych - twórcy nie proponują post-postdramatycznej formuły. Pokazują raczej, jak może przebiegać proces, który nie zostanie zakończony sukcesem i premierą. Wydaje się, że paradoksalnie ten właśnie wybór jest najbardziej świadomy, ma największy krytyczny potencjał. Porażka dotyczy nie tylko wybranej historii Sikorskiego, która wymyka się prostym scenkom i dialogom (w przesadny sposób odgrywanym przez aktorów), ale też funkcjonowania w obrębie instytucji zamykającej się w ograniczonych czasowo próbach i deadlinie, jakim jest premiera spektaklu. Może warto uświadomić sobie, że to, co stanowi efekt końcowy pracy zespołu - teatralna premiera - jest tylko jedną z wielu alternatywnych historii, które mogły pojawić się na próbach, a która wymuszona jest koniecznością zaprezentowania "gotowego" przedstawienia w danym terminie. "Holzwege" pokazuje, ile sytuacji zostaje odrzuconych po to, aby wyklarować jedną, może zbyt często zawężającą wizję. W przeciwieństwie do nich tu (na szczęście) nie musi dojść do premiery.



Karolina Wycisk
Teatralia
11 stycznia 2017
Spektakle
Holzwege
Teatry
TR Warszawa