Próba rozliczenia naszej historii

Kilka lat temu znakomity amerykański lalkarz - Eric Bass - w białostockim parku doświadczył niezwykłego przeżycia. Było na tyle silne i wymowne, że przełożył je na język sztuki. Te

Nasza sztuka opowiada o czterech różnych okresach białostockiej historii: rok 1906, czyli wielki pogrom Żydów, rok 1941, czyli czasy getta, rok 1968, czyli wygnanie Żydów oraz jutro - mówi Eric Bass, ceniony na całym świecie reżyser, jeden z najwybitniejszych twórców teatru lalek ostatniego 30-lecia. - Pomysł zrodził się kilka lat temu kiedy pracowałem w tutejszej Akademii Teatralnej. Po zajęciach spacerowałem w parku obok teatru lalek. Nagle wszystkie czarne ptaki z drzew odleciały. Tego dnia rozmawiałem z kimś o tym, że przed wojną mieszkało tu wielu Żydów i że w czasie Holocaustu zginęło 50 tys. z nich. W tym momencie zrozumiałem, że ptaki, które odleciały to właśnie dusze tych ludzi, które zostały tu czekając na coś.

W przygotowaniu spektaklu zaangażowana jest cała rodzina Bassów: żona reżysera Ines Zeller Bass oraz córka Shoshana Bass - autorka choreografii oraz jedna z bohaterek tej historii. "Czarne ptaki Białegostoku" to sztuka o niełatwych polsko-żydowskich relacjach i stereotypach.

Do Białegostoku na spotkanie z polskim kolegą Jankiem przyjeżdża młoda Amerykanka żydowskiego pochodzenia - Henny. Oboje interesują się tańcem, wizyta Amerykanki ma typowo rozrywkowy charakter. Wszystko jednak się zmienia gdy wychodzą na spacer do parku. Ptaki bowiem rozpoznają w niej kogoś, kto wysłucha ich smutnej historii.

- To nie jest przedstawienie o winie, raczej o dialogu - mówił Eric Bass. - Jednak nie ma dialogu, zmiany, naprawiania, rozwoju, jeśli są rzeczy, o których nie możemy rozmawiać. Jeśli nie weźmiemy w posiadanie naszej historii, nie możemy pójść do przodu. Chcemy stworzyć zrównoważone przedstawienie.

Czy przeszłość naszego kraju jest również naszą przeszłością? Czy jesteśmy odpowiedzialni za czyny naszych przodków? A może historia sprzed naszych narodzin zupełnie nas nie dotyczy. Takie właśnie kwestie będą poruszane w najnowszej koprodukcji Białostockiego Teatru Lalek i amerykańskich twórców.

- Ludzkie zachowanie jest złożone, żyjemy w pewnych przedziałach czasowych. Wszyscy jesteśmy zmanipulowani politycznie jako jednostki czy grupy. Pochodzę z kraju, który uśmiercił tysiące rdzennych mieszkańców Stanów Zjednoczonych, podejmuje działania imperialistyczne na całym świecie - podkreśla reżyser. - Nie można powiedzieć: to nie moja wina, ja urodziłem się później. To oznacza koniec rozmowy. Chcemy tworzyć teatr jako sztukę, aby był czymś co sprawa że rozmawiamy ze sobą.

- Mogę się czuć winna za swój kraj, za to, co jego przedstawiciele zrobili innym narodom - dodaje Ines Zeller-Bass, z pochodzenia Niemka. - Robię wszystko, co tylko mogę, by nie oceniać ludzi. Staram się żyć kosmpolitycznie.

Bassowie w 1982 roku założyli kameralny Sandglass Theater. Mają także szczególne podejście do sztuki lalkarskiej.

- Po pierwsze: pracą lalkarza jest robienie niczego. Lalkarz czasem tak bardzo stara się, by coś przedstawić, a to może zniszczyć naturalną moc lalek. Po drugie: przedstawienie, które tworzy lalkarz, musi być spójne z tym, jak widzi świat. Ja widzę świat jako upadłe miejsce, coś złamanego. Dlatego rolą teatru, być może całej sztuki, jest robienie czegoś, by to naprawić - mówi Eric Bass. - I po trzecie: wszystko, co widzimy na scenie lalkowej ma znaczenie metaforyczne. Metafory same wychodzą z lalek i ich spotkania ze światem.

Efekty tej filozofii w wykonaniu białostockich lalkarzy będzie można zobaczyć już 14 kwietnia na scenie teatru podczas premiery sztuki "Czarne ptaki Białegostoku".

Na zdjęciu: Erick Bass.



Anna Kopeć
Kurier Poranny online
5 kwietnia 2012