Progi życia

„Kieszenie pełne zdarzeń. Anatomia zdarzeń” w reż. Joanny Gerigk z Latającego Teatru Kantorowi. Pisze Ryszard Zatorski w miesięczniku „Nasz dom Rzeszów”.

Podziw dla kolejnej propozycji teatralnej formacji artystycznej Latający Teatr Kantorowi rozpocznę od artystów. Bo to ich fragmenty życia i przez nich zagrane na scenie stworzyły niezwykły obraz teatralnych wzruszeń, w których zapewne każdy odnajdzie coś z własnych wspomnień albo skojarzeniami wywoła podobne wrażenia. A ponieważ widzowie zgrupowani są na scenie wokół artystów, chwilami ma się nieodpartą chęć dołączenia do nich i opowiedzenia fragmentu własnej biografii dopełniającej spektakl.

To poniekąd perfomatywne wydarzenie teatralne premierową odsłonę miało 9 lipca 2023 roku na scenie Młodzieżowego Domu Kultury w Rzeszowie, ale oczywiście w korelacji z Teatrem im. Wandy Siemaszkowej w ramach realizowanego przezeń programu Przestrzenie Sztuki, wspierającego artystów niezależnych i ich propozycje twórcze. Zapewne gdyby nie czas remontu w teatrze, tamże byłaby ta premiera, ale ulokowanie jej w MDK miało swój dodatkowy wymiar, bo z tym ośrodkiem kultury związana jest Monika Adamiec, która wszak stworzyła Latający Teatr Kantorowi i wystąpiła z nim w tym spektaklu, jak i wcześniej w podobnych klimatycznie Kantor tu jest czy Jak obmyśliłem świat. Co ciekawe ten zespół tworzą i aktorzy, i teatrolodzy, i działacze kultury z różnych stron kraju, którzy spotykają się, aby „doświadczać magii teatru Kantora" i przenosić tę magię własnymi pomysłami na scenę, jak we wspomnianym na wstępie najnowszym ich spektaklu, który zatytułowano Kieszenie pełne wspomnień. Anatomia zdarzeń, bardzo adekwatnie do tego, co działo się teatralnie w MDK.

Także za sprawą nastroju budowanego muzyką Piotra Madury i znakomitych acz dyskretnych gitarowych impresji w wykonaniu młodziutkiego Juliana Maziarza, ale i pomysłów scenograficznych Barbary Wójcik-Wiktorowicz. Ale przede wszystkim reżyserskiej, twórczej wizji Joanny Gerigk i prowadzenia akcji tego jakby spontanicznie dziejącego się widowiska, z całą subtelną gamą pomysłów scenicznych, które potęgowały ciekawość z każdą sekundą zdarzeń. Miało się wrażenie uczestniczenia, obecności wprost w tym zbudowanym scenicznie jakby salonie, pokoju z wielkim stołem, na którym każdy bibelot, każdy przedmiot, jak w teatrze lalkowym ożywa w tych inscenizowanych wspomnieniach i tak nostalgicznie zanika, jak i osoby, które były wywołane w tych artystycznych obrazach fragmentów prawdziwych przeżyć artystów. Poczynając od tego symbolicznego obrazka z ptaszkami, który wnosi Grażyna Tabor, a po otwarciu staje się on miniaturą kapliczki, symbolizującej plastycznie opowieści tej artystki i innych o pierwszej spowiedzi i wydarzeń przed pierwszą komunią i tuż po niej. Podobnie ożywały inne rekwizyty, jak choćby autentyczna lalka z dzieciństwa Moniki Adamiec, z którą wędrowała zawsze, także wtedy jako trzyletnie dziecko wsadzone do autobusu i samodzielnie podróżujące do uzdrowiska w Szklarskiej Porębie.

Te progi zasygnalizował już na wstępie inwokacyjnie Przemysław Buksiński znakomitą interpretacją utworu Tadeusza Kantora Malowanie progów. Progi, które się „przekracza, wchodząc do domu", ale i mają znaczenie przenośne, gdy „nowożeńcy stają u progu swojego życia" albo są za wysokie „na moje nogi", czy też możemy „stać na progu bankructwa" lub „znajdować się u progów szczęścia". Ten wstęp miał rozwinięcie w progach wspomnień malowanych słowem, ruchem, muzyką, dialogami i scenicznymi obrazami opowiadanych wydarzeń, jak choćby zainscenizowanego witania i obcowania z krewnymi z Ameryki, którzy odwiedzili rodzinę wystrojoną w ciuchy z paczek zza oceanu, gdy cały zespół jest aktywnie włączony, by dopisać w tym miejscu do już wymienionych artystów jeszcze Annę Jamrozek-Sowę, Monikę Nitkiewicz-Mitrut, Marcina Woszczewskiego i zapamiętaną nie tylko z tego spektaklu wiolonczelistkę Karinę Górę. W tym widowisku, które zapewne w każdej odsłonie może mieć jeszcze jakieś nowe elementy inscenizacyjne, każdy z artystów niczym w jazzowym koncercie ma swoje solowe chwile i gdy się to dzieje, ręce składają się do oklasków.

Ileż było mocy wewnętrznej w przekazie aktorskim każdej z tych postaci, jak wspaniale budowany był nastrój i tempo akcji niby spontanicznej, ale przecież w sposób przemyślany uszeregowanej i pokazanej, jakby to nie była zbiorowa opowieść, ale inscenizacja jednego pamiętnika. Fakty, przedmioty, stare zdjęcia, obrazki z różnych miejsc zebrane na scenie, na tym stole, w tej zamkniętej przestrzeni metaforycznego domu stają się literacko uporządkowaną spójnie całością. To widowisko inspiruje do odkurzenia i zachowania w pamięci ludzi i zdarzeń, którzy z latami znikają. Nie ma ich, jak i nie ma już przecież województwa rzeszowskiego, co trochę nostalgicznie wybrzmiało w finale.



Ryszard Zatorski
Nasz Dom Rzeszów
7 sierpnia 2023