Projekt, skandal i kuriozum

Od dłuższego czasu trwa prokuratorski skandal w Śląskim Teatrze Tańca. Zdymisjonowany dyrektor jest teraz dziekanem utworzonego właśnie Wydziału Teatru Tańca bytomskiej filii Wyższej Szkoły Teatralnej w Krakowie. Uważam to za absolutne kuriozum w skali światowej. Nikt dotąd w uczelniach teatralnych nie tworzył wydziału rapsodycznego, komedii, dramatu, pantomimy, rytmiki czy recytacji. Więc skąd i dlaczego Wydział Teatru Tańca? - pyta Sławomir Pietras w Angorze.

Wśród wielu chwastów codziennej mowy występuje od niedawna kolejny, szczególnie rażący w języku teatralnym: PROJEKT. "Projekty robili kiedyś architekci" - pisze Stefan Drajewski w "Głosie Wielkopolskim" - "dziś przygotowują je aktorzy, reżyserzy, muzycy, malarze, fotograficy... Premierowa trema, premierowa publiczność, bo nie projektowa trema, projektowa publiczność...". On ma rację.

Słowo "projekt" do języka teatralnego wprowadzili "ulicznicy". Oczywiście nie chodzi tu o jakiś margines społeczny. Tak określało się w żargonie teatralnym nowicjuszy, którzy nie wiadomo skąd znaleźli się wśród ludzi teatru i - co teraz wygląda na klęskę nagminności - postanowili za wszelką cenę szukać poparcia, wygrywać pseudokonkursy, byle zaistnieć w nieznanym sobie artystycznym ciepełku. To oni zaczęli szafować terminem "projekt", bojąc się słowa "premiera", którego materii jeszcze nie zrozumieli.

Ale Drajewski w tym samym tekście wprowadza kolejne chwasty językowe, zapraszając na "premierę opery familijnej Jaś i Małgosia" (są opery seria, buffa, ale familijne?) i Festiwal Atelier Polskiego Teatru Tańca (a cóż to takiego?).

Od dłuższego czasu trwa prokuratorski skandal w Śląskim Teatrze Tańca. Nie moje to małpy, nie mój cyrk. Ostrzegam tylko, aby to wszystko nie skończyło się tak, jak przed kilkoma laty próba samobójcza ucznia bytomskiej Szkoły Baletowej, którego podobno molestowała profesorka. Chłopiec do dziś nie odzyskał przytomności, sprawczyni nadal działa w swoim zawodzie, a ówczesna dyrektorka artystyczna szkoły zbiera obecnie w Warszawie datki na budowę pomnika Nieznanego Tancerza (to nie anegdota!), od czego przytyła wręcz nie do poznania.

Mimo wykrycia licznych nieprawidłowości, braku nadzoru, rozrzutności, bałaganu, naruszania praw pracowniczych, lobbingu, fałszowania dokumentów i zagarnięcia dużej kwoty pieniędzy, długoletni "dyrektor generalny" niegdysiejszej grupki tanecznej nawołuje z pomocą kilku znanych w kulturze nazwisk do ratowania idei tej enterpryzy.

"Nie jestem w stanie kontrolować wszystkiego, powiada, nie brałem udziału w tym procederze... nie czuję się zbyt krystalicznie czysty, chcę ponieść odpowiedzialność... naprawię sytuację w placówce w ciągu trzech lat". Tymczasem kontrole wykazały, że pieniądze na międzynarodowy projekt "Taneczny Most" wydane zostały na coś zupełnie innego i kwotę około 800 tys. zł przypisano do zwrotu. W ubiegłym roku dyrekcja, zatrudniająca już tylko 10 pracowników i ani jednego tancerza, przejeździła taksówkami aż ponad 22 tys. zł. Niedawno za zgodą Ministerstwa Kultury twórcę tego bałaganu (był także choreografem) wymieniono na nowego lidera. Tym razem został nim... bankowiec i specjalista od funduszy europejskich. Słusznie! Skoro nie ma już tancerzy, to i choreograf jest niepotrzebny.

Zdymisjonowany dyrektor jest teraz dziekanem utworzonego właśnie Wydziału Teatru Tańca bytomskiej filii Wyższej Szkoły Teatralnej w Krakowie. Uważam to za absolutne kuriozum w skali światowej. Nikt dotąd w uczelniach teatralnych nie tworzył wydziału rapsodycznego, komedii, dramatu, pantomimy, rytmiki czy recytacji. Więc skąd i dlaczego Wydział Teatru Tańca?

Wszystkim - podobnie jak ja - pozostającym na krawędzi zawrotu głowy od tej sprawy, proponuję napić się święconej wody, a potem poprosić o wyjaśnienie, na czym polega "taneczna edukacja na poziomie akademickim", czy Teatr Tańca to gatunek teatralny, czy tylko jedna z form sztuki baletowej, czy był on na Śląsku rzeczywiście "pierwszym polskim zawodowym zespołem tańca współczesnego", a jego twórca "stworzył nowy styl i formę tańca opartą na narodowych tradycjach kulturalnych, sięgających obok klasyki do folkloru polskich Żydów, a także góralskiego... Zespołowy taniec - jak pisali znawcy tematu - przypominał pływanie w przestrzeni, formy obrzędowe, jakby rozmowy z Bogiem, dotykał sfery transcendencji. Ruchy taneczne wyrażały ludową moc i swobodę".

Uff! Przerywam cytaty znalezione w internecie, aby wsadzić głowę do kropielnicy... i nie wyjmować.



Sławomir Pietras
Angora
7 marca 2013