Prostota potrafi zachwycić

Teatr Polski we Wrocławiu przyjechał do Poznania by zaprezentować jedną ze swoich najnowszych realizacji pod tytułem ,,Filadelfijska opowieść" w reżyserii Stanisława Melskiego.

Warto na wstępie zaznaczyć, że istnieje film o takim samym tytule, który należy do kultowych produkcji amerykańskiego kina. Realizacja w reżyserii George'a Cukora zyskała uznanie dzięki gwiazdorskiej obsadzie – Katherine Hepburn, Cary Grant i James Stewart. Zanim powstał film Philip Barry napisał sztukę, która zainspirowała Stanisława Melskiego do stworzenia spektaklu. Reżyser długo czekał na możliwość realizacji swego pomysłu. Początkowo nie było polskiego tłumaczenia, lecz jego koleżanka z Kanady podjęła się tego zadania. Kolejna przeszkoda okazało się znalezienie teatru, który zgodzi się na to przedsięwzięcie. A jednak, udało się i w tym roku, w marcu odbyła się prapremiera „Filadelfijskiej opowieści" w Teatrze polskim we Wrocławiu.

Filadelfia, lata 30., zamożna rodzina i piękny dom, główna bohaterka Tracy (Beata Śliwińska) ma ponownie wyjść za mąż. Jej pierwsze małżeństwo z Dexterem (Krzysztof Brzazgoń) można nazwać burzliwym i krótkim – zaledwie 9 miesięcy. Mimo nowego narzeczonego - Geogre'a (Marcin Piejaś), były ukochany wciąż pojawia się w życiu głównej bohaterki. W trakcie przygotowań ślubu Dinah (Marika Klerman), młodsza siostra Tracy znajduje artykuł o romansie głowy rodziny Setha (Marek Feliksiak) z nowojorską tancerką. Dbające o reputację rodziny Tracy i jej matka Margaret (Iwona Stankieiwcz) decydują się na wpuszczenie reporterów do swojego domu, a tym samym na utracenie prywatności. I tutaj zaczyna się farsa. Próbując wypaść jak najlepiej przed dziennikarzami członkowie rodziny lord, wpadają w pułapki własnych kłamstw. W tym cały chaosie Tracy zaczyna się zastanawiać , czy jej ślub to dobry pomysł. Śliwińska kreuje postać niejednoznaczną, z jednej strony ułożona panna z dobrego domu o nienagannych manierach a z drugiej kobieta pełna pasji  i namiętności, której nie ujarzmi żaden mężczyzna. W licznych przepychankach z reporterem Mikem (Błażej Michalski) i jego towarzyszką, fotografką Liz (Martyna Witowska) do Tracy dociera, że trochę pogubiła się w życiu. Co zrobi najstarsza córka Państwa Lord?

Piękne satynowe, pastelowe kostiumy, falowane damskie włosy, Panowie w garniturach ,a to wszystko w domu rodziny Lord. Wśród miętowych ścian salonu, wersalek, krzeseł stolików, roślin doniczkowych i wiszących na ścianie zdjęć rozgrywa się zabawa w chowanego reporterów z członkami rodziny oraz poukładanej Tracy z tą swobodną i naturalną. Młody zespół wrocławskiego teatru sprawdza widza w filadelfijski klimat. Każdy z bohaterów ma swoje charakterystyczne cechy i zachowania. Jedną z bardziej wyrazistych postaci jest Dinah. Wcielająca się w tę rolę Klerman biega, skacze i pląsa i wykonuje niemalże akrobatyczne wygibasy. Typowa upierdliwa młodsza siostra jest jednak pełna uroku i już samą swoją obecnością ożywia poszczególne sceny. Z kolei George, narzeczony Tracy to typowa fajtłapa, którego onieśmiela jego własna wybranka. Były mąż głównej bohaterki, Dexter to szablonowy buntownik-arogant, taki niegrzeczny chłopak, w którym podkochują się dziewczęta z dobrych domów. Ojciec, Seth to typowy charyzmatyczny biznesman, z kolei matka, Margaret zajmuje się dobrym wychowaniem córek i odpowiada za dobre imię rodziny Lord. W opowieści pojawia się również wujek William (Andrzej Olejnik), który ochoczo reaguje na pojawnienie się Pań i kusi je swoim uwodzicielskim głosem. W opowieści pojawia się również fotoreporterka Liz, która jest zakręconą artystką i jakby dorosłą wersją Dinah. Wszystkie wydarzenia w domu z uwagą śledzi dziennikarz Mike, który prowadzi skrzętne notatki. Ten niespełniony pisarz zdaje się być zagubiony szukając dla siebie zajęcia, często zdezorientowany wychodzi na fajtłapę. I na koniec brat Tracy i Dinah – Sandy (Jakub Grębski), który próbuje wykurzyć prasę z domu. Bohater na własną rękę prowadzi śledztwo o redaktorze brukowca, dla którego pracuje Liz. Spektakl pełen jest zatem przeróżnych postaci, które nawzajem się uzupełniają tworząc piękny obrazek.

„Filadelfijska opowieść" jest propozycją pozbawioną eksperymentów, to prosta historia z humorem, ładnymi strojami, zdolnymi aktorami w pastelowych kolorach. W dobie szukania w teatrze nowych rozwiązań to właśnie prostota okazuje się nowością, która potrafi rozbawić i zachwycić.

Ikona i muzyka to hasła tegorocznej edycji Festiwalu Teatr na Wolnym, które wrocławski Teatr Polski realizuje inaczej niż poprzednie spektakle tego przeglądu. Ikonę można różnie zinterpretować, jako tytuł, który przywodzi na myśl klasyk amerykańskiego kina, a może w kontekście grających w wymienionym filmie aktorów lub jako Filadelfię – krainę snów i marzeń, legendarną fantazję. A muzyka? W tej kwestii czuje się największy niedosyt. Scena otwarcia to piosenka o Filadelfii w wykonaniu Tracy, Dinah i Margaret, później główna bohaterka śpiewa solo o swoim losie, a ostatni popis wokalny należy do Dextera. W tak barwnej opowieści aż się prosi o więcej muzyki.



Natasza Thiem
Dziennik Teatralny Poznań
3 września 2019