Przeciw złudzeniom
Morfina jest narkotykiem z grupy alkaloidów. Jej działanie polega na niwelowaniu każdego rodzaju bólu, także psychicznego. Silnie uzależnia - najpierw psychicznie, następnie fizycznie. Ta wiedza prawdopodobnie nie odwiedzie Cię jednak od ucieczki w stan euforycznego ukojenia.Uwielbiam ten niepowtarzalny garażowy klimat Teatru Druga Strefa. W niewielkich wnętrzach na warszawskim Mokotowie mieszczą się minimum (bo nie wiem, czym Druga Strefa mnie jeszcze zaskoczy) trzy sale teatralne. Tym razem najnowsza premiera grana była w jednej z tych mniejszych i bardziej kameralnych, w których spotkanie z aktorem jest tak bezpośrednie, że nie każdy jest gotowy skorzystać z okazji i usiąść na wolnym miejscu w pierwszym rzędzie.
"Morfina 0,05" to mocny monodram Marka Żerańskiego, na podstawie opowiadania Michaiła Bułhakowa. Historia lekarza Polakowa, który próbuje morfiny, a następnie "zżywa się" z nią coraz mocniej i bardziej bezwarunkowo Zaczyna się od egzystencjalnego bólu, z tęsknoty za byłą żoną. Jako człowiek z medycznym wykształceniem, Polakow doskonale zdaje sobie sprawę z działania morfiny. Jednak ból jest tak nieznośny, że decyduje się spróbować. I ta chwila to początek drogi, z której powrót jest już prawie niemożliwy
Marek Żerański sam reżyseruje i gra w spektaklu. Jak podkreśla na swojej stronie internetowej, stara się sprowadzić oprawę spektaklu do niezbędnego minimum, które nie będzie w stanie zagłuszyć relacji "aktor-widz-sprawa". Prawdopodobnie stąd wzięły się jedyne elementy "nieożywione" na scenie: proste łóżko (z przezroczystym dnem) i prześcieradło, które pełni rolę kostiumu aktora. W pierwotnej adaptacji (z której zdjęcia dostępne są na wspomnianej stronie www) zarówno scenografia, jak i kostiumy były stosunkowo bogatsze.
Decyzja Polakowa o wzięciu pierwszej dawki pozornie wydaje się niezrozumiała - jak to możliwe, że lekarz naraża się na popadnięcie w morfinizm z pełną świadomością konsekwencji i ryzykuje w ten sposób życie swoje oraz swoich pacjentów? Wszak, pomimo pogłębiającego się nałogu, pracuje jak wcześniej, twierdząc, że pacjentów i tak nie obchodzi, w jakim on jest stanie. Czy w obliczu nieznośnej sytuacji życiowej wszyscy, niezależnie od wiedzy, są gotowi zrobić cokolwiek, by tylko poczuć ulgę? A może w wypadku Polakowa chodziło o zaplanowany (mniej bądź bardziej świadomie) proces autodestrukcji?
Na scenie możemy (najlepiej z pierwszego rzędu, z odległości mniejszej niż metr) obserwować wiarygodnie zagrany proces zapadania się w nałóg morfinowy i rozpadu osobowości. Stopniowy zanik ambicji i resztek chęci życia, pogrążenie w bolesnych wspomnieniach po przejściu stanu narkotycznego odrętwienia. Ból psychiczny spotęgowany fizycznym cierpieniem braku substancji niezbędnej do "normalnego" funkcjonowania Polakow ma problemy ze składaniem myśli w logiczne zdania, jąka się, poci (sic!) i zwija z bólu. Wreszcie, halucynuje nawet staruszkę z grabiami, która złowrogo zmierza w jego kierunku podczas "trzeźwego" spaceru. Obraz bolesny i przejmujący. Rola w monodramie, w której Marek Żerański daje popis świetnych umiejętności aktorskich. Wiarygodnie zagrane cierpienie, narkotyczny obłęd, próby podjęcia walki z nałogiem i chwile, w których brak już nadziei na wyjście z tej sytuacji z tarczą. Ponadto, muszę wspomnieć o wyjątkowo dobrej dykcji i zdolnościach "manipulowania" wypowiadanym tekstem w niezwykle angażujący widza i trafny sposób. Zabawa w akcentowanie sylab i pojedynczych głosek to jeden z tych środków, które, umiejętnie stosowane, ujmują mnie i powodują, że inna dźwięczność słów kształtuje ich nowe znaczenia.
Historia Polakowa jest nieco biograficzna dla Michaiła Bułhakowa, który to, nota bene, sam miał w młodości morfinowy epizod. Postać przez większość spektaklu leży bądź siedzi na łóżku, obok, pod nim. Tkwi w miejscu, na własne życzenie pozbawia się sił do wykonania kolejnego kroku, rozpoczęcia zmiany i uwolnienia się od bolesnej przeszłości. Mimo prób leczenia i obietnic składanych innym, w chwilach nieopanowanego głodu, wykrada morfinę nawet z aptek i szpitalnych szafek. Człowiek, który postanowił żyć najgorszymi wspomnieniami i jeszcze za życia pogrzebał się pod szpitalnym łóżkiem - tu szkoda, że twórca nie wykorzystał rekwizytu z przezroczystym dnem jako "trumny" i zdecydował się zakończyć spektakl w inny sposób. Uwierająca historia z silnym przekazem, nawet dość profilaktycznym, rzec można. W kameralnym wnętrzu niewielkiej sali Teatru Druga Strefa, podczas spotkania z aktorem twarzą w twarz (a raczej oko w oko) widz przeżywa dość traumatyczne katharsis. Z jednej strony może wyjść z teatru z poczuciem ulgi, bo oto zobaczył historię, która absolutnie go nie dotyczy i jest mu przyjemnie daleka. Z drugiej - uwiera go pewna myśl, nie do końca sprecyzowana, lecz taka kłująca jasność, że właśnie doświadczył opowieści niepozostawiającej żadnych złudzeń.
Dorota Okulicz
Mgzn.pl
19 lipca 2013