Przed sobotnim finałem

"Triumfem woli" Pawła Demirskiego w reż. Moniki Strzępki rozpoczęły się w minioną sobotę 58. Kaliskie Spotkania Teatralne. Dziś festiwal jest już na półmetku, choć przed nami wciąż jeszcze kilka obiecujących spektakli konkursowych.

Przedstawienia firmowane przez Narodowy Stary Teatr im. Heleny Modrzejewskiej w Krakowie zawsze przyciągały uwagę kaliskiej publiczności, głównie ze względu na znane nazwiska. W "Triumfie woli" występuje m.in. Dorota Segda (kiedyś w Kaliszu zasiadała już "po drugiej stronie barykady", była bowiem członkiem jury KST). W spektaklu duetu Demirski - Strzępka nie gra jednak roli pierwszoplanowej i nawet nie mogłaby jej grać, ponieważ takiej roli po prostu nie ma.

Jest to przedsięwzięcie przede wszystkim zespołowe, w którym niemal każdy z trzynastu aktorów ma swoje "pięć minut", a niektórzy kreują nawet więcej niż jedną postać. Choć widowisko to trwa trzy i pół godziny, akcja nie traci na potoczystości. Uczestnicy ekskluzywnej, choć darmowej wycieczki, przeżywają katastrofę lotniczą i odnajdują się na bezludnej wyspie gdzieś pośrodku oceanu. To punkt wyjścia do rozwinięcia fabuły równie dobry, jak każdy inny, przypominający nieco telewizyjne seriale i reality show, oparte na podobnym schemacie.

Na szczęście Demirski to ktoś więcej niż telewizyjny wyrobnik pióra i zaczyna snuć historię, której trudno byłoby się spodziewać. Nie jest to opowieść spójna i nie zmierza ku żadnej puencie ani uogólnieniu. Widz nie powinien więc oczekiwać wyraźnego przesłania czy tezy. To raczej zbiór luźno ze sobą powiązanych epizodów, często dowcipnych, nieraz dosadnych, ale przede wszystkim nastrajających publiczność pozytywnie do ukazanego na scenie świata i jego mieszkańców. Zgodnie z tytułem "Triumf woli" to bowiem fabularyzowana przypowieść o różnych przejawach ludzkiej woli i dążenia do celu, czasem wbrew prawdopodobieństwu i zdrowemu rozsądkowi. Przykład? Reprezentacja Samoa w piłce nożnej przez 17 lat nie strzeliła żadnej bramki, nie licząc samobójczych, a pewien mecz z Australią przegrała 0:31 (to nie fikcja, takie wyniki w strefie Pacyfiku zdarzają się naprawdę). Wyjmując piłkę z własnej bramki średnio co trzy minuty, bramkarz Samoa załamał się psychicznie i został nałogowym pijakiem. Reprezentacja Samoa ma też w swoim składzie transseksualistę (granego przez kobietę) i chętnie śpiewa hymn ojczystej wyspy. Oczywiście bardziej przypomina on śpiew żałobny niż pieśń triumfalną. Ale pewnego razu Samoańczycy strzelają swojego pierwszego od 17 lat gola i wstępuje w nich nowy duch...

We wczesnych latach 80. ówczesna premier Wielkiej Brytanii Margaret Thatcher nie ugięła się przed górniczymi strajkami i protestami, doprowadzając do realizacji swojego planu zamykania nierentownych kopalni. Ten epizod z historii Wysp oglądamy oczami górników, nie jest on więc komiczny, lecz raczej heroiczny, choć i w tym przypadku nie brakuje okazji do uśmiechu. Zwłaszcza wtedy, gdy aktorzy chwytają za gitary, jeden zasiada za perkusją i zaczynają grać rockową pieśń protestu jakby żywcem wyjętą z tradycji takiego grania, choćby w wykonaniu zespołu New Model Army czy Billy'ego Bragga. Co by nie mówić, jest to kawałek siarczystego, skocznego i zarazem melodyjnego rocka, więc publiczność bawi się doskonale, a protest song powraca po oficjalnym zakończeniu spektaklu, zagrany na bis ku uciesze wiwatującej widowni. Powiedzmy jeszcze, że "Triumf woli" Demirskiego w reżyserii Strzępki byłby jeszcze lepszy, gdyby udało się go trochę skrócić i że podczas trwania tegorocznego Festiwalu Sztuki Aktorskiej nie był to ostatni rockowy akcent płynący ze sceny.



Robert Kordes
Życie Kalisza
24 maja 2018
Spektakle
Triumf woli
Portrety
Monika Strzępka