Przekleństwo doskonałości

Polska Marylin Monroe, największa gorszycielka PRL-u, damski wróg Partii, wamp, skandalistka wyprzedzająca swoje czasy – to określenia, którymi zwykło się opisywać obrosłą legendami postać Kaliny Jędrusik. Skąd wziął się jej słynny wizerunek? Za co kochała morze? I czy jej karierę naprawdę zniszczył pewien rubinowy krzyżyk? Na te i inne pytania odpowiedzi przyniósł widzom 30. Gorzowskich Spotkań Teatralnych monodram „Kalina", przygotowany przez warszawski Teatr Polonia.

„Kalina" to spektakl od początku do końca stworzony przez kobiety. Wyreżyserowała go Małgorzata Głuchowska, która (we współpracy z Justyną Lipko-Konieczną) napisała także jego scenariusz, a w roli Kaliny Jędrusik wystąpiła Katarzyna Figura. Nic więc dziwnego, że pozostawia on uczucie niedosytu. Przypomina niedokończoną rozmowę z piękną kobietą. Złożony z kalejdoskopu zdjęć, zapachów i krótkich scen, wyciągniętych z życiorysu bohaterki jak z otwieranej w pośpiechu tajemnicznej szkatułki, nie naświetla w pełni osobowości Jędrusik. Nie odkrywa przed widzem jakiejś jednej, uprzywilejowanej prawdy, nie narzuca odbiorcom konkretnego punktu widzenia. Raczej pozwala na samodzielne złożenie obrazu bohaterki z wielu czasem barwnych, a czasem przydymionych i naprawdę ostrych szkiełek.

Wcielająca się w bohaterkę Kaliny Katarzyna Figura jest w swojej roli niezwykle przekonująca. Podobieństwo obu aktorek, w których zamiast wybitnych artystek publiczność zawsze wolała widzieć tylko głupiutkie seksbomby, wyjątkowo urealnia kreowaną przez Figurę postać. Kiedy skarży się ona, że widzowie przychodzą do teatru tylko po ty, by zobaczyć jak się postarzała i wpatrują się w nią nie słuchając, co ma do powiedzenia, można odnieść wrażenie, że są to prawdziwe skargi samej aktorki.

Za niewątpliwy atut spektaklu należy uznać pomysłowe rozwiązania inscenizacyjne. Bohaterka raz zwraca się do widzów leżąc przed nimi na scenie, raz skrywa się za podświetloną białą ścianą, przez którą zobaczyć można tylko jej kontur, a raz „przemawia" z ekranu, spacerując po sopockim molo. W niektórych scenach prowadzi także dialog ze swoim mężem – Stanisławem Dygatem. Pisarz (któremu głosu użyczył Piotr Fronczewski) przemawia do Kaliny choć jest niewidzialny dla widza. Jego głos dobiega „z góry" i (jak wynika z toku fabularnego) zdaje się być słyszalny nawet po śmierci samego bohatera, co podkreśla rolę Dygata w wykreowaniu wizerunku Jędrusik (mówi się, że pisarz przyczynił się do stworzenia Kaliny podobnie jak Mickey Rooney do wykreowania Marylin Monroe). Dzięki takiemu zabiegowi jawi się on odbiorcy jako demiurg, który napisał dla bohaterki jedyną w swoim rodzaju rolę, a teraz pilnuje, aby dobrze ją odegrała (znaczące są zwłaszcza jego wskazówki, by niezależnie od uczuć na scenie zawsze zachowywała ona maskę sfinksa).

Ponadto spektakl obfituje w wykonania piosenek Jędrusik. I choć wokalnie Figura nie dorównuje przeklętej i znienawidzonej za swoją – zarówno cielesną, jak i artystyczną –doskonałość piosenkarce, przyjemnie jest posłuchać śpiewanych na żywo, nieco już zapomnianych, największych przebojów Kaliny.

 



Agnieszka Moroz
Dziennik Teatralny Szczecin
15 listopada 2013
Spektakle
Kalina