Przekleństwo pamięci
"Z prochu powstałeś" Harolda Pintera w reżyserii Andre Ochodlo - pierwsza tegoroczna premiera sopockiego Teatru Atelier im. Osieckiej to solidnie przygotowana i świetnie zagrana kameralna opowieść o spustoszeniu, które w ludzkiej psychice wywołuje przerażające wydarzenie sprzed lat.Dramat angielskiego noblisty to zapis długiego dialogu pomiędzy Devlinem i Rebeccą - parą (małżeństwem?) dostatnio żyjących ludzi w średnim wieku. Początkowo wydaje się, że tematem rozmowy jest były kochanek kobiety. Jednak z niedomówień i sugestii wyłania się z czasem dramatyczny obraz: kobieta w przeszłości przeżyła piekło holokaustu.
Harold Pinter nie wskazuje jednoznacznie na II wojnę światową, ale sygnały są łatwe do zidentyfikowania: w zniekształconych wspomnieniach kobiety pojawia się "fabryka" pełna jednakowo ubranych osób czy ładowanie ludzi do pociągu, którym odebrano wcześniej walizki. Dramaturg w "Z prochu powstałeś" zajmuje się kwestią holokaustu w sposób diametralnie różny od większości artystów próbujących zmierzyć się z tym tematem.
Analizuje to wydarzenie nie jako tragedię narodu, społeczności czy rodziny, ale głębokie, przerażające jednostkowe przeżycie. Jest to doświadczenie, które - mimo usilnych prób - nie daje się wymazać z pamięci i ma destrukcyjny wpływ na całe życie. Buduje ono gruby mur pomiędzy Rebeccą i resztą świata. Rozmowa Devlina i Rebeki zaaranżowana w przedstawieniu jest jak połączenie uroczystej kolacji z seansem psychoanalitycznym. Jednak w tym przypadku terapia nie pomaga uporać się z przeszłością - wprost odwrotnie: przywołuje kolejne bolesne wspomnienia.
Na scenie dwa krzesła i stolik z butelką wina i kieliszkami. Obok stoi kamera - rejestrowany przez nią obraz widać na dużym, półprzezroczystym ekranie w tle. Oglądamy na nim zbliżenia twarzy Rebeki w najtrudniejszych dla niej momentach. Reżyser Andre Ochodlo wybrał dla dramatu Pintera chyba najwłaściwszą formę; postawił na nieśpieszne tempo i oszczędną inscenizację. W tym momencie cały ciężar widowiska spadł na barki aktorów Joannę Bogacką i Krzysztofa Gordona, którzy wyszli z tej próby zwycięsko.
Grają w niezwykle stonowany sposób, bez efekciarstwa i "szarżowania", ich występ to najmocniejszy (obok poruszającego tekstu Pintera) element przedstawienia.
Mirosław Baran
Gazeta Wyborcza Trójmiasto
9 lipca 2008