Przekraczanie człowieczeństwa
Porywać się na choćby częściową adaptację "Możliwości wyspy" Michela Houellebecqa - moim zdaniem jednej z najbardziej niezrozumianych przez opinię publiczną i krytyczną książek - dołożyć do tego dzienniki Wacława Niżyńskiego i całość doprawić wywodem antropo- i kosmogonicznym to bardzo odważne posunięcie ze strony Renate Jett, znanej polskiemu widzowi przede wszystkim z ról w sztukach Krzysztofa Warlikowskiego (np. w "Burzy", za co uhonorowana została nagrodą im. Zelwerowicza). Tym razem w Nowym Teatrze mamy okazję obejrzeć jej polski debiut reżyserski, "Wyspy". Misz-masz podobnego typu grozi upadkiem z wysokiego konia. Na szczęście, udało się tego uniknąćPierwsza część „Wysp”, najsilniej związana z tytułem i stanowiąca punkt wyjścia do stworzenia tego spektaklu silnie oparta jest na ostatniej książce kontrowersyjnego Francuza (przypomnijmy, premiera „Mapy i terytorium” dopiero przed nami). Daniel25, klon czy też android – w tej roli świetny, zaangażowany Szymon Czacki – prowadzi ni to monolog, ni to dialog (bo przecież od czasu do czasu kilka słów dopowiada Marie25, czyli Renate Jett) umęczonej, zdezorientowanej postaci, niemogącej zdecydować czy wyjść na opustoszały świat – co byłoby jednocześnie demonstracją swojej ludzkości, pragnienia znalezienia „czegoś więcej”. Muszę przyznać jednak, że nie zrozumiałabym wiele, gdybym nie czytała „Możliwości wyspy” i nie znała wcześniejszej relacji, łączącej Daniela z Marie. Dla widza, przychodzącego bez przygotowania w postaci lektury książki Houellebecqa tekst, wypowiadany przez Czackiego może być tylko pustą wydmuszką, a dziwna, paraerotyczna więź klonów wydaje się być nieprawdopodobna. Bo przecież: jak mogli poznać się w tym świecie czasu Drugiej Redukcji?
Najciekawszym aspektem adaptacji Houellebecqa było jednak dla mnie zmaganie się Daniela ze stricte ludzkimi emocjami. Zadawał on sobie pytania: dlaczego odczuwa dojmujący brak drugiej istoty, czy powinien nazywać to odczuwaniem i czy w ogóle powinien odczuwać? Przecież jako post-człowiek nie jest uprawiony do odczuwania. Dlaczego próbuje znaleźć sens w życiu, czy może raczej – w swoim istnieniu?
Druga część z kolei to recytowanie przez Renate Jett fragmentu dziennika Wacława Niżyńskiego przy jednoczesnym układzie tanecznym – czy raczej ruchowym – Tomasza Bazana. Jeden z najwybitniejszych polskich tancerzy, występujący w zespołach rosyjskich i francuskich rozpoczął pisanie swoich pamiętników „O życiu” oraz „O śmierci”, chorując na schizofrenię. W odtworzonej przez zespół Nowego Teatru scenie świetny Tomasz Bazan zmaga się poprzez swoje ruchy z boskością, do której rości sobie pretensje Niżyński. Ale dzienniki te wydobywają z Niżyńskiego również podejście do człowieka jako ciała, ciała i jego relacji z Bogiem (a może ciała jako przedsionka boskości?), co dodatkowo podkreślają rytm artykulacji Jett oraz posunięcia Bazana i jego gra bardziej z cieniem, niż ze światłem reflektorów serwowanym przez Katarzynę Łuszczyk.
„Wyspy” kończy monolog Bartłomieja Topy o.. właśnie, o czym? O bogach Anunaki, zstępujących na Ziemię oraz o niejakim Systemie Umysłu Ludzkiego, który to sprawia, że ludziom trudno jest wyjść poza schematyczny sposób pojmowania świata. Jakkolwiek w zamierzeniu miał być to – jak rozumiem - odważny manifest, próba poruszenia widza i zmuszenia go do myślenia, tak trzecia część spektaklu odniosła skutek odwrotny od zakładanego. Zamiast wzbudzić refleksję na temat strachu przed śmiercią, Topa powtarza frazesy o tym, że tylko my jesteśmy w stanie być sobie bogiem, zbawicielem. Monolog ten jest mieszanką idei Nietzschego, wschodnich systemów filozoficznych, psychologii transpersonalnej Kena Wilbera i houellebeqowskiej obsesji ulepszania genetycznego człowieka. Niestety, podczas gdy Houellebeq swoje zainteresowanie podparł tomami książek specjalistycznych, które czytał, przygotowując się do pisania „Cząstek elementarnych” lub „Możliwości wyspy”, tak w „Wyspach” słyszymy całe akapity teorii, podpadającej prędzej pod teorię spiskową dziejów.
Mimo totalnie nietrafionej trzeciej części „Wysp”, debiut Renate Jett uznaję za udany. Połączenie „Możliwości wyspy” oraz dzienników Niżyńskiego, próba wydobycia z tych dwóch tekstów zapytań o boskość człowieka i o kierunek oraz sposób jego działań zaowocowała nowym sposobem kontaktu z widzem – poprzez choreografię Tomasza Bazana, to raz; dwa – „Wyspy” nie angażują (przynajmniej w moim odczuciu) odbiorcy emocjonalnie, zbliżając się do „Poszerzenia pola walki”, jeżeli iść już tropem francuskiego pisarza. Poza tym, sztuka ta odważnie wpisuje się w ogólnoświatową tendencję przekraczania człowieczeństwa, widoczną też we wchodzącym za chwilę do kin filmie Almodovara „Skóra, w której żyję” lub u wspominanego wielokroć Houellebecqa. I chyba ta aktualność wyróżnia Nowy Teatr najbardziej; to jedno z niewielu miejsc w Polsce, tak żywo reagujących na tendencje światowe lub, po prostu, idących na równi z nimi.
Olga Byrska
Książe i Żebrak
23 września 2011