Przyjemnie nieprzyjemny Klata

Zaczęło się dość frywolnie i ironicznie. Śmiesznie i do chichrania się. Potem jednak stawały się momenty wstrząsające, wywołujące swą teatralnością ciary na plecach. Na łódzkim XVI Międzynarodowym Festiwalu Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych Jan Klata pokazał "Trylogię" (według powieści Henryka Sienkiewicza) zrealizowaną na scenie Narodowego Starego Teatru w Krakowie. Zaskakująco udaną.

Pisze "zaskakującą", bo Klata to twórca nierówny. Potrafi zrobić wyśmienitą, pełną znaczeń "Sprawę Dantona", by potem "zaskoczyć" powierzchowną i fajerwerkowatą "Ziemią obiecaną". I choć to artysta, który w teatrze robi swoje i jasno stawia swoją artystyczną sprawę, nie owijając w bawełnę (nawet tę z "Ziemi obiecanej"), to nigdy nie wiadomo, czy tym razem będzie o czym z nim pogadać, i czy tematu nie zdominują teatralne popisy. Jego "Trylogia" po pierwszej części także nie odpowiada na pytanie, czy w uznaniu dla pomysłowości reżysera jeszcze nas dokądś poprowadzi. A prowadzi, oj prowadzi! 

Klata, jak to Klata, opowiedział co mu się w Polsce, mówieniu o jej duszy, pojmowaniu jej charakteru i kreowaniu tzw. patriotyzmu nie podoba, a co uznaje za swoje. Nie podoba mu się Sienkiewiczowski mit, choć zarazem zdaje się pozostawać pod jego siłą. Nie podoba mu się traktowanie bycia Polakiem, jako konieczności do poświęceń dla Rzeczpospolitej, ale jednocześnie wydaje się mieć głęboki i wrażliwy stosunek do tych, którzy dla ojczyzny życie swe poświęcili. Obojętnie, jak widzianej. 

Przy pomocy "Trylogii" Klata przetoczył się też przez naszą historię, ale tę historię przegranych powstań i zwycięskich heroicznych czynów; historię narodowych fobii i myślowych schematów; historię póz, słów i gestów; historię porywczych i skłóconych szlachciurów i sprzedajnych polityków (ech, przydałby się czasem i we współczesnej Polsce taki Andrzej Kmicic, który potrafił przegonić po śniegu radnych i burmistrza w samych gaciach), itd. Klata prowokuje, krzyczy, czasem tylko czepia się, ale ciągle czegoś tu chce. Ośmiesza i wykpiwa to, co uważa ośmieszenia i wykpienia godne, i choć można się z nim nie zgadzać, a nawet nie posiadać się z oburzenia, to jednak reżyserowi cały czas o coś chodzi. Czego nie da się powiedzieć o każdym twórcy, o każdym interlokutorze, w każdej dyskusji. 

Klata rozprawia się z Sienkiewiczem, który jest dla niego kolorystą i bajkopisarzem; ku pokrzepieniu serc budującym - niebezpieczny według reżysera - wizerunek Polaka o ognistej krwi, do końca wiernego nawet najbardziej szalonej przysiędze i w miłości do ojczyzny zatopionego, dla niej wszystko gotowego poświęcić. Klata ojczyznę chce kochać, ale z zastrzeżeniem. I o swych wątpliwościach, ale i pewnościach opowiada. Miłość bezkrytyczna kojarzy mu się z błazenadą. Widzi w niej "przegięcie". Więc "przegina" w drugą stronę. 

Wielkość przedstawienia Klaty mieści się też w jego niejednoznaczności. Ale to niejednoznaczność wynikająca z tego, iż - jak można odczytać teatralne tropy reżysera - nic nie było, nie jest i pewnie nie będzie tak jednorodne, jak próbowało to nam przedstawić Sienkiewicz. Bo, według Klaty, Sienkiewicz zostawił nam myślenie, że kiedy bijemy my, to dobrze jest, a kiedy biją nas, to skandal i zbrodnia. Po fenomenalnej, teatralnie mistrzowskiej i nad wyraz przejmującej scenie odwołującej się do tragedii Katynia (który tutaj serwuje nam Azja Tuhajbejowicz), Klata w ciemności opowiada nam z Sienkiewiczowskimi detalami, jak Polacy tegoż Azję w porażający sposób uśmiercili... 

Po zdjęciu z "Trylogii" Sienkiewiczowskiego koloru, jej bohaterowie pozostali starzy, grubi, zmęczeni, w nieświeżych ubraniach, poszarpani życiem. Czysto i zawodowo "weszli" w tę konwencję aktorzy krakowskiego teatru. Wizja Klaty to raczej wyczyn zespołowy, nie do końca dający możliwości na indywidualne aktorskie kreacje, ale na pewno zostają w pamięci Krzysztof Globisz, Andrzej Kozak (który wrył się przecież w pamięć także swą drugoplanową rolą w "Potopie"), Zbigniew W. Kaleta, Anna Dymna, Mikołaj Grabowski, Małgorzata Gałkowska, Ewa Kolasińska, Barbara Wysocka, Tadeusz Huk, Jerzy Grałek... 

W finale bohaterowie schodzą do podziemi Kamieńca niczym powstańcy warszawscy do kanałów. To jednak bohaterowie zmęczeni swoją polskością. Co nie przeszkadza ofiarować im słynne, przejmujące kazanie księdza Kamińskiego. Nic nie jest bowiem jednoznaczne...



Dariusz Pawłowski
Polska Dziennik Łodzki
10 marca 2010
Spektakle
Trylogia