Przykazania delfickich mężów

Nowy spektakl Gardzienic nie opowiada linearnej historii, ale przyjmuje strukturę wielogłosowego utworu muzycznego. Tym razem na scenie ożywa najstarszy w historii kodeks etyczny – zainscenizowane przykazania mędrców delfickich, którym towarzyszą obrazy dotyczące przepowiedni Sybilli.

Dominujące w spektaklu kontrasty korespondują z mitycznym tłem – w Delfach, siedzibie wyroczni, spotykał się kult Dionizosa i Apollina. Rubaszny humor, wino i płodność naprzeciw atrybutów zarozumiałego boga poezji i kultury wysokiej. Wystarczy przywołać dwa obrazy gardzienickiej przewrotności: po zmysłowej partii kobiecego chóru Pytia z szalem między nogami, jak kulawy kozioł, kuśtyka kilka kroków, żeby po chwili rozpocząć poetycki dialog dwóch kapłanek. Kobiety stoją twarzą w twarz, wyśpiewując sobie pieśń wprost do ust. Mroczny obraz odurzenia halucynogennymi oparami został przełamany groteskowym śpiewem wyroczni naśladującej kozła. Dzięki tej dwoistości najbardziej liryczna scena jest jednocześnie pełna wyważonego dowcipu i autoironii, odkrywając te warstwy mitów, które czynią je trafnym odbiciem codzienności.

Najciemniejsze zabarwienie emocjonalne ma obraz zbliżenia Pytii i nagiego, pogrążonego w ekstazie Apollina w katakumbach . Gwałtowność sceny, w której erotyka łączy się z sacrum, przywołuje na myśl obrzęd szamański. Jeśli przypomnieć krzyk Marsjasza obdzieranego ze skóry na rozkaz boga poezji lirycznej, groza pierwotnych kultów wydaje się spotykać z antykiem w odpowiednim miejscu. Znakiem naszych czasów są natomiast mikrofony wykorzystywane w elementach narracyjnych, które jako ironiczny komentarz zostały wymierzone w stronę partii śpiewanych symultanicznie po grecku. Anna Dąbrowska, prężąc się wyzywająco przy mikrofonie podczas subtelnej sceny dialogu kapłanek, wygląda w równym stopniu jak muzyk rockowy co rozwiązła bachantka.

W „Oratorium" gestykulację podkreślają czarno-czerwone kostiumy z szarfami, które upodabniają aktorki do heroin przedstawianych w malarstwie wazowym. Ruch sceniczny nawiązuje do cheironomii – wizualnego alfabetu wykorzystywanego przez Greków na scenie i skodyfikowanego między innymi w technice czerwonofigurowej. Każdy gest w teatrze antycznym oznaczał określone pojęcie lub emocję. Nawiązanie do tej konwencji mogłoby się łączyć z ryzykiem ilustracyjności ruchu wobec warstwy dźwiękowej, jednak gardzienickie gesty unikają dosłowności – są uzupełnieniem słowa albo jego przewrotnym komentarzem.

Spektakl skonstruowano precyzyjnie i ze smakiem – aktorzy przywołują egzaltowane gesty, żeby następnie karykaturować samych siebie, jednak nigdy nie popadają w przesadę. Staniewski prowadzi widza po świecie teatralnym z równą pewnością i wrażliwością z jaką poprowadził swój zespół.

Poprzedni gardzienicki spektakl przywołujący mit o Ifigenii, córce Agamemnona, złożonej w ofierze przed wyprawą na Troję, miał aktualny wydźwięk społeczny. Przypomnienie mitycznych intryg zwracało uwagę na niepotrzebne ofiary składane we współczesnych życiu publicznym. „Oratorium pytyjskie" szuka natomiast wartości uniwersalnych, które człowieka postkultury mogłyby połączyć ze starożytnymi.

Ostateczna forma przedstawienie jeszcze się kształtuje – w niektórych partiach spójność ruchu scenicznego jest zaburzona. Aktualnie „Oratorium" wydaje się wstępem do przyszłego spektaklu,z którego wyłaniają się obrazy zapowiadające wybitne widowisko. Co tu dużo mówić – Gardzienic nie można przegadać. Trzeba to zobaczyć na własne oczy.



Anna Majewska
www.rozswietlamykulture.pl
5 lipca 2014