Przypowieść o wykluczonych

Po motyw statku głupców, wykorzystywany przez twórców w wielu dziełach literackich, malarskich i muzycznych, sięgnęła Renata Jasińska z ogromną odpowiedzialnością. Wyobraźnia reżyserki przywiodła ów piętnastowieczny statek, na pokładzie którego znajdowali się ludzie o różnych postawach etycznych, wywodzący się z różnych klas i stanów społecznych, do dwudziestopierwszowiecznej rzeczywistości. Wśród pasażerów można było spotkać osoby wykluczone, niechciane, niepełnosprawne i dotknięte różnymi nieszczęściami - również podróżujące w poszukiwaniu szczęścia. "Głupi" i "obłąkani" nie spełniają wymogów społeczeństwa. Nie tylko nie rozumieją współczesnego kanonu piękna, ale przede wszystkim są pozbawieni inteligencji. Nie wpisują się zatem w główny nurt życia społecznego.

W polskich realiach działalność wrocławskiego Teatru "Arka" trzeba uznać za inicjatywę wyjątkową. Owa wyjątkowość idzie w parze, w tym przypadku, z doskonałością. Na scenie, obok aktorów zawodowych, występują niepełnosprawni adepci, marzący o aktorskich egzaminach eksternistycznych. Widzowie regularnie odwiedzający "Arkę", nie mają wątpliwości, że jej nadrzędny cel stanowi artystyczna jakość (w odróżnieniu od podobnych inicjatyw, dla których spektakl staje się jedynie narzędziem terapii i integracji poprzez sztukę). "Arka" jest teatrem repertuarowym, teatrem podejmującym istotną problematykę społeczną i moralną. Dlatego od jakiegoś czasu na Menniczą widzowie przychodzą po lekcję pokory, lekcję trudną, bolesną, ale skuteczną. "Arka" wydaje bardzo odważne oceny polskiej rzeczywistości, zwłaszcza, jeśli mają one dotyczyć tolerancji, a raczej jej braku, czy wykluczenia. Publiczność, zawsze licznie zgromadzona, na początku rzadko identyfikuje się z prezentowanym obrazem. Aby zrozumieć jego głębię, widzowie muszą przemierzyć długą drogę: od biernego oglądania i słuchania po czynne przeżywanie. To drugie powoduje, że widzowie zaczynają uczestniczyć w wydarzeniach, identyfikują się z omawianymi problemami i w konsekwencji- biorą na siebie częściową odpowiedzialność za zło, którego doświadczają wraz bohaterami.

Dlatego zawsze z niecierpliwością czeka się na nowe przedstawienie "Arki". W sobotę, 07.12.2013 r., odbyła się premiera spektaklu pt. "Statek szaleńców" w reżyserii Renaty Jasińskiej. Scenariusz powstał na podstawie tekstów Renaty Jasińskiej, Jarosławy Makus, Krystyny Miłobędzkiej i Zofii Warzyńskiej-Bartczak. Wykorzystano również Ewangelię Marii Magdaleny. "Statek głupców" to tytuł, a zarazem główny motyw poematu Sebastiana Branta, dzieła wydanego w 1494 roku. W utworze ukazana została podróż głupców w kierunku ich ziemi obiecanej- Naragonii. Uczestniczą w niej przedstawiciele wszystkich klas społecznych. Przed katastrofą trafiają do krainy wiecznej obfitości- Szlarafii. Najbardziej znaną analizę tego motywu przedstawił francuski filozof Michel Foucault w pracy „Historia szaleństwa w dobie klasycyzmu". Po motyw, wykorzystywany przez twórców w wielu dziełach literackich, malarskich i muzycznych, sięgnęła Renata Jasińska z ogromną odpowiedzialnością. Wyobraźnia reżyserki przywiodła ów piętnastowieczny statek, na pokładzie którego znajdowali się ludzie o różnych postawach etycznych, wywodzący się z różnych klas i stanów społecznych, do dwudziestopierwszowiecznej rzeczywistości. Wśród pasażerów można było spotkać osoby wykluczone, niechciane, niepełnosprawne i dotknięte różnymi nieszczęściami - również podróżujące w poszukiwaniu szczęścia. "Głupi" i "obłąkani" nie spełniają wymogów społeczeństwa. Nie tylko nie rozumieją współczesnego kanonu piękna, ale przede wszystkim są pozbawieni inteligencji. Nie wpisują się zatem w główny nurt życia społecznego. W dokonanej przez siebie próbie odczytania staroniemieckiego tekstu "Das Narrenschiff", Jasińska omówiła niepokojące ją relacje między pełnosprawnymi a niepełnosprawnymi. Zapytała o różnice między normalnością a nienormalnością, a także o to, kto tak naprawdę jest normalny. Inspiracji przy tworzeniu spektaklu szukała w twórczości Tadeusza Kantora. Bliska jest jej również estetyka i sposób widzenia świata, jaki proponują Hieronim Bosch i Albrecht Dürer. W takie myślenie o świecie reżyserka umiejętnie wplotła ludową religijność i obrzędowość polskiej wsi lat pięćdziesiątych minionego wieku. Co ważne, w spektaklu wykorzystała osobiste przeżycia (we wczesnym dzieciństwie byłą świadkiem zabójstwa kilkuletniej niepełnosprawnej dziewczynki, którego dopuściła się rodzina tragicznie zmarłej). Przedstawiła piękną, ale jednocześnie smutną opowieść o ludzkim obłędzie, szaleństwie podróży do nieistniejącej krainy szczęśliwości, w którą od wieków wybierają się kolejne pokolenia podróżnych. Bezskutecznie.

Na czas trwania spektaklu, przeorganizowano salę teatralną. Widownia stała się pokładem, a scena swoistą nadbudówką statku, z której publiczność mogła bacznie przyglądać się wydarzeniom. Ów pokład to Polska- zamknięta, nietolerancyjna, podszyta hipokryzją, obojętna na ludzką krzywdę. Publicznością mogą być Polacy- przyglądający się, ale milczący, ciekawi, ale niezdolni do ingerencji. Scenografię, którą przygotowała Sylwia Wierzbowska, tworzyło czarne tło, symbolizujące brak nadziei, moralne zło. Jedynymi przedmiotami na scenie były krzesła (pełniące konkretne funkcje, m.in. z nich powstał znamienny krzyż). Na pozornie pustej scenie pojawiali się aktorzy- ich dialogów i monologów słuchano z zapartym tchem. Przemyślana scenografia nie dekoncentrowała, współgrała ze słowem i skłaniała do refleksji. Zarówno plastyka (kostiumy wg projektu Tatiany Boduch, a wykonane przez Ewę Jobko, lalki Marianny Mikołajek), jak i pełna emocji, przeszywająca muzyka Macieja Sibilskiego i Jacka Zameckiego, wprowadziły widzów nie tylko w odpowiedni nastrój, ale również zbliżyły styl spektaklu do realizmu magicznego. Na uwagę zasługuje choreografia ułożona przez Bożenę Klimczak, wykładowcę z Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej we Wrocławiu.

Renata Jasińska poczyniła w spektaklu aluzję do włoskiego filmu "La strada" w reż. Felliniego. Jej bohaterki otrzymują imiona po Gelsominie- upośledzonej umysłowo dziewczynie, podróżującej z prymitywnym i brutalnym cyrkowym siłaczem Zampano. W przedstawieniu Jasińskiej, Gelsominy wykreowane zostały przez Agatę Obłąkowską-Woubishet, Joannę Gierdal (aktorki "Arki") i Teresę Trudzik (adeptkę, posiadającą bogaty dorobek teatralny). Z bohaterką Felliniego łączy je przede wszystkim upośledzenie, samotność i wyzysk przez "normalnych". W tym miejscu należy wyróżnić zaangażowanie i grę Agaty Obłąkowskiej-Woubishet. Aktorka obdarzona jest ogromnym talentem artystycznym, potrafi skoncentrować na sobie uwagę widza. Doskonale radzi sobie z odgrywaniem trudnych ról. Nie pozbawia swoich bohaterek wiarygodności. Obok nich, na scenie pojawiają się Nieumiałki (Garbaty Prorok – Maciej Sibilski, Niedojda – Anna Rzempołuch, Niedoróbek – Alicja Idasiak, Nieumiałek - Andrzej Kusiak, Nieumiałek II- Marek Trociński), Pierwszy – Alexandre Marquezy, Drugi – Jan Kot, Psuj-Zabawa – Beata Lech-Kubańska (charyzmatyczna, o niebanalnych predyspozycjach aktorskich, zapewne niezastąpiona w tej roli).

Ażeby nie pozbawiać widza możliwości samodzielnego poznawania fabuły, wypada zdradzić jedynie, że główną bohaterką spektaklu jest dziewczyna, która została zgwałcona w wieku pięciu lat. Próbuje uporać się z nieszczęściem, pokazać ludziom, że jest piękna i czysta. Poczucie brudu stara się przykryć nadmierną czystością: "W trakcie przedstawienia próbujemy pomóc jej zaakceptować to nieszczęście. Odbywa się to m.in. poprzez spotkania z ludźmi dotkniętymi jeszcze większym nieszczęściami" – mówiła reżyserka po premierze spektaklu. "Statek szaleńców" Renaty Jasińskiej to głęboka przypowieść, w której pojawia się nie tylko motyw statku, ale także motyw Gelsominy, to opowieść o wędrówce wykluczonych. Ich los można utożsamić z męką Chrystusa. Trudna ziemska wędrówka w której uczestniczą, zostanie być może kiedyś nagrodzona, być może w niebie...

 



Grzegorz Ćwiertniewicz
Dziennik Teatralny Wrocław
27 grudnia 2013
Spektakle
Statek szaleńców