Przyszła miłość, odszedł spokój

Motyw miłości był już eksploatowany chyba na wszystkie możliwe sposoby. Zdawać by się mogło, że nic nowego w tym temacie nie można już powiedzieć. A jednak ciągle artyści z różnych dziedzin sztuki snują opowieści o miłości odmienianej przez wszystkie przypadki

W Muzeum Śląskim ciągle jeszcze można oglądać wystawę „Ach, co to był za ślub” prezentującą tradycyjne obrzędy weselne z obszaru Górnego Śląska, w Teatrze Polskim w Poznaniu wystawiany jest spektakl „Panny z Wilka”, o którym nie można mówić ignorując tematykę miłosnych relacji, popularnością w dalszym ciągu cieszą się książki Katarzyny Grocholi i Janusza Leona Wiśniewskiego, a także seriale z miłością w tytule. Przykłady można mnożyć, a wszystkie świadczą o olbrzymiej tęsknocie ludzi – czytelników, widzów, bądź miłośników wystaw - za uczuciem i życzliwością. Zresztą nie można mówić holistycznie o egzystencji człowieka, pomijając tak istotny jej aspekt jak miłość. Ważne jednak, by nie popaść w zbędny banał czy (co gorsze) patos podczas poruszania tego tematu. Na szczęście Petr Nosalek reżyserując „Tristana i Izoldę” w bielskiej Banialuce rewelacyjnie oddał magię uczucia, które czasem ni stąd ni zowąd łączy dwoje zupełnie obcych sobie ludzi.

W archetypicznej, celtyckiej historii dwojga kochanków namiętność łączy się ze zdradą i nienawiścią. Spektakl pełen jest skrajnych, burzliwych emocji, od których aż kipi ze sceny. Za pomocą magicznej pomyłki, tytułowi bohaterowie zakochują się w sobie, mimo iż wcale nie powinni być sobie przeznaczeni. Izolda bowiem ma zostać żoną króla Marka, a nie Tristana. Tymczasem okazuje się, że nie wszystko w życiu można zaplanować. Czary sprawiają, że miłość jawi się jako niszczycielska siła, która obejmuje swym zasięgiem nie tylko kochanków, ale też wszystkich wokół.

Spektakl jest niezwykle piękny wizualnie. Na scenie panuje idealna równowaga w zakresie scenografii (jej autorką jest Eva Farkasova). Przestrzeń w zależności od potrzeby raz się zamyka, raz otwiera, a kilka ścian tworzy albo zamkową komnatę, albo leśną chatę. Trudno mówić o minimalizmie, ale też nie ma mowy o męczącym wrażeniu przesytu. Rzeką, przez którą przeprawiają się kochankowie jest symboliczny zbiornik wodny umieszczony w podeście sceny. Dodatkowe wrażenie robi gra świateł i urzekająca celtycka muzyka, która wydaje się być na równi z postaciami bohaterem przedstawienia. Prowadzi akcję dramaturgiczną, nadając jej odpowiednie, harmonijne tempo.

Aktorzy stworzyli w spektaklu niezwykle wyraziste kreacje. Na szczególne wyróżnienie zasługuje Radosław Sadowski w roli Błazna – narratora. Ingeruje on w sceniczną historię niczym tajemniczy Demiurg. Jest wulkanem energii, która zaraża całą publiczność. W niektórych scenach jego atrybutami są lalki z teatrzyku kukiełkowego, a czasami sam się wciela w różne postaci i bierze udział w historii, którą nam – widzom opowiada.

W tyle sceny od czasu do czasu pojawiają się projekcje multimedialne, które w przypadku tego spektaklu są niewątpliwie uzasadnione. Wzbogacają i uatrakcyjniają przekaz, a przy tym stanowią nośnik symbolicznych znaczeń. Poza tym, dzięki owym projekcjom dostrzegamy szczegóły mające miejsce na scenie, których nie bylibyśmy w stanie zobaczyć, siedząc w dalszej części widowni.

Spektakl porusza ciekawe zagadnienia. Pojawia się pytanie, czy zakochanie zależne jest od naszej woli czy może rządzi się jakimiś tajemniczymi prawami. Dodatkowo uświadamia, że miłość jest uczuciem niezwykle trudnym, szalonym a przez to również nieodłącznie związanym z cierpieniem. Kochając jednych, ranimy innych, a często nawet samych siebie. Bielska inscenizacja porusza i urzeka. Porywa w niezwykły świat namiętności, którego symbolem jest tytułowa para kochanków.

„Tristan i Izolda”. Reżyseria: Petr Nosálek. Scenografia: Eva Farkašová. Muzyka: Piotr Klimek. Teatr Lalek im. J. Zitzmana, Bielsko Biała. Premiera: 26 lutego 2010.



Anna Hazuka
ArtPapier
7 czerwca 2010
Spektakle
Tristan i Izolda