PSZONIAK

Właśnie wychodziliśmy z kina, a było to w Nowej Hucie, nie pamiętam już, jaki to był film ani który rok. Chyba lata sześćdziesiąte. Moi przyjaciele zauważyli Wojtka.

- Czy go znasz ?

- Nie, ale prawie go kocham. Proszę Cię, bardzo Cię proszę, poznaj nas !!

I poznał nas. A Pszoniak okazał się jeszcze milszy niż sobie wyobrażałam.

Taki był początek ,a potem obejrzałam dużo jego filmów, odbyłam kilka długich rozmów, przeczytałam wiele wywiadów i wreszcie spotkałam się z nim na scenie. Dwukrotnie grał u mnie niewielkie role. Mimo że niewielkie mogę opowiadać o nim jako człowieku teatru, który z szacunkiem podchodzi do tekstu, cierpliwie zmierza do prawdy, drąży ją, żeby dobrze poznać postać, którą ma zagrać. I wtedy dopiero decyduje.

Przy okazji Wajdowskiego „Dantona" dowiedziałam się coś nie coś o jego osobowości aktorskiej. Na przykład o stosunku do granego przez niego bohatera, bo przecież z jego charakterem trudno było mu się zgodzić. Robespierre, bo o nim mowa: - Nie było we mnie niczego - mówił Pszoniak. - z czego mógł bym go zbudować. On był kompletnie wysterylizowany. Nie było w jego życiu miejsca na życie. Wszystko podporządkowywał idei. A ja przeciwnie...



Izabella Cywińska
Dziennik Teatralny
23 października 2020