Pulitzer to nie wszystko

W krótkim, acz poruszającym finale katowickiego spektaklu przyglądamy się przypadkowemu spotkaniu dwójki samotnych życiowych rozbitków, którzy przez chwilę zdają się mieć szansę na inne życie. Niestety, żeby do niego dotrwać, musimy przebrnąć przez dwie godziny słabego teatru.

Małgorzacie Bogajewskiej udaje się skutecznie zabić wszelką dramaturgię oszczędnej, zgrabnie napisanej sztuki autorstwa urodzonej w Bytomiu Martyny Majok. A nie jest to łatwe, bo nagrodzony Pulitzerem "Koszt życia" to przemyślana konstrukcja - intymna opowieść o czwórce bohaterów, których losy wskutek tragicznego wypadku krzyżują się.

Opowiadający o samotności, chorobie, ale i społecznych nierównościach psychologiczny dramat stanowi znakomity materiał na kameralne przedstawienie. Niestety, rozgrywające się w brzydkich scenografiach i oprawione pretensjonalną muzyką sceny ciągną się w katowickim spektaklu niemiłosiernie jakby twórcy nie mogli się zdecydować, czy robią teatr realistyczny, chwilami ocierający się o naturalizm, czy może jakiś nadęty moralitet.

Blado wypadli też młodzi śląscy aktorzy budujący swoje role z jakichś topornych gestów - zwłaszcza Jess w wykonaniu Aleksandry Przybył, emocje na scenie wyrażająca nerwowym dukaniem półsłówek.

Szkoda, zwłaszcza że, jak pokazuje finał, to mogło być naprawdę dobre przedstawienie.



Michał Centkowski
Newsweek Polska
11 października 2019
Spektakle
Koszt życia