Pupa mocno wygładzona

Gdy przed premierą spektaklu baletowego o wdzięcznym tytule "Pupa" dyrekcji Opery Narodowej i Polskiego Baletu Narodowego zadawano pytania, czy można przenieść powieść Witolda Gombrowicza na taneczną scenę, odpowiedź mogła być jedna. Nie da się! Kto tego oczekiwał od spektaklu w choreografii Anny Hop (tancerka Polskiego Baletu Narodowego, uczestniczka kolejnych warsztatów choreograficznych "Kreacje"), ten chyba nie zna specyfiki tanecznej wypowiedzi. Ferdydurke Gombrowicza to zabawa intelektualna, pełna ironii i groteski, w tym także zabawa słowem, które pisarz przemienia w symbol, w hasło.

Tymczasem taniec, mimo możliwości przekazu intelektualnego, to głównie działanie obrazem, estetyką, emocją wreszcie - również dzięki sile oddziaływania muzyki. Jest ona dla niego podstawą, rusztowaniem, na którym tworzy choreograf. Kto zna muzykę Stanisława Syrewicza, wcześniej wykorzystaną w filmowej adaptacji Ferdydurke w reżyserii Jerzego Skolimowskiego, ten mógł sobie wyobrazić do niej choreografię żartobliwą, może prześmiewczą, może czerpiącą z estetyki cyrku i clownady. Nie mógł za to na pewno przeczuć cielesności, po jaką sięgnęła Anna Hop wespół z projektantkami scenografii i projekcji wideo (Małgorzata Szabłowska) oraz kostiumów (Katarzyna Rott). Efektowność tego spektaklu zasadza się bowiem głównie na oprawie plastycznej, jej współgraniu i współdziałaniu z choreografią.

Cielesność, o której mowa, podkreślają kostiumy. Tancerze i tancerki ubrani są w kombinezony, na których namalowano ścięgna i mięśnie, ale także kółka zębate i śrubki wprawiające je w ruch, co upodabnia wykonawców do pótmaszyn, półludzi, sterowalnych, poddawanych przeróbkom i programowaniu (co zresztą dzieje się w pierwszej scenie, gdy na taśmie produkcyjnej pojawiają się kolejni tancerze, a projekcja sugeruje, że są montowani, wyposażani w zaprogramowany mózg i powoływani do życia) w celu dalszego kształtowania. Ma to symbolizować system edukacji wyśmiewany przez Gombrowicza w "Ferdydurke", ale także funkcjonowanie w systemie społecznym, który wszystkich zrównuje. Bez "upupiania" nie można w społeczeństwie koegzystować z innymi.

Wiele ciekawych chwytów inscenizacyjnych odnosi się właśnie do tej socjalizującej jednostkę urawniłowki. Tancerze są przez rządzącego nimi demiurga przypinani do linek, które to on trzyma w ręce. Zajęcia, którym się oddają, symbolizują dehumanizację i brak indywidualności - postaci "Pupy" ćwiczą na bieżniach treningowych a podczas romantycznego spaceru przekształcają się w kiczowate pary ślizgające się na podświetlanych rolko-pointach. Ten brak indywidualności - pokazany również prześmiewczo w scenie zatytułowanej "Słowacki", gdzie mechaniczne ludziki za nauczycielem powtarzają hymn pochwalny na cześć poety, a w przerwach dokazują m.in. jako ludzka stonoga - nie przeszkadza w jednoczesnym samouwielbieniu. Portret współczesnego egoizmu (a raczej narcyzmu) to już dzisiejszy dodatek do Gombrowicza i jego słynnych słów z Dziennika: "poniedziałek - ja, wtorek - ja...". Skoncentrowanie na "ja" realizatorzy ukazują poprzez dobrze nam znane sytuacje: nieustanną koegzystencję jednostki ze smartfonem lub komórką, wlepianie wzroku w ekranik, wykonywanie selfie, czyli fotograficznych autoportretów w różnych sytuacjach.

"Pupa" to spektakl świetnie wykorzystujący najnowsze zdobycze teatralnej techniki, z multimediami na czele, ale też tradycyjne teatralne sztuczki, jak gra światła i cienia, oświetlanie poszczególnych części ciała, wydobywanie ich z mroku i czerni za pomocą punktowego reflektora. Wydaje się nawet, że przedstawienie wręcz naładowane jest (przeładowane?) różnego rodzaju atrakcjami scenicznymi: a to wspomniana taśma produkcyjna, a to niby samodzielnie poruszające się kawałki ciała w czerni sceny, a to bieżnie, smartfony, a to baleriny ślizgające się na kółkach i wyrysowujące tym samym obrazy - symbole na ekranie umieszczonym w tle...

Wszystko to zaciekawia i rozbawia, ale... po jakimś czasie nuży. Realizatorki za bardzo chyba zaufały wszystkim gadżetom, które muszą dźwigać ciężar spektaklu. Prześmieszne skądinąd prężenie się tancerzy w arcy-klasycznych pozach i skokach w jednym z obrazów baletu oraz przywołane już jeżdżenie tancerek na rolko-pointach przy kolejnym powtórzeniu po prostu już "nie zachwyca", niczym u Gombrowicza Słowacki. Na każdą z ośmiu części spektaklu (zatytułowanych kolejnymi słowami-symbolami z "Ferdydurke"), choreografka wybrała jeden taki chwyt, co jednak nie wypełnia przedstawienia i nie utrzymuje uwagi widza. Sekwencje wydają się dłużyć, od wyciemnienia do wyciemnienia. Niezależnie od czytelnego i zaznaczonego w libretcie podziału na sceny, warto byłoby choć raz złamać tę konwencję i z jednego obrazu przejść płynnie do drugiego, tak aby nie nadużywać blackoutu.

Anna Hop w niektórych momentach świetnie wykorzystała możliwości techniczne obsady, każąc tancerkom na bieżniach przekraczać granice możliwości ludzkiego ciała w wyścigu o najpiękniejszą sylwetkę, najwyżej podniesioną nogę, największe rozciągnięcie. Przez większość spektaklu jednak, mimo zabawnego, plastycznego i żywego ruchu, choreografię Pupy trudno byłoby nazwać skomplikowaną czy nowatorską. Można odnieść wrażenie, że czasami rytmiczna muzyka Syrewicza zwiodła Annę Hop na manowce, wymuszając czysto ilustracyjny, rytmiczny charakter ruchu. Być może dlatego najbardziej porusza i zachwyca scena "Ojczyzna", kiedy to na tle samoszkicującego się na ekranie obrazu polskiego dworku i melancholijnej muzyki, rozwija się dość abstrakcyjny duet, oddający jedynie nastrój kompozycji. Resztę sensów niesie ze sobą inscenizacja, tancerzom pozostawiając to, co niedopowiedziane.

"Pupa" to propozycja z całą pewnością nietuzinkowa, inna niż wszystko, co do tej pory widzieliśmy na naszych baletowych scenach. Być może Gombrowiczowski temat nieco przerósł twórców, ale też chyba nie mieli szans na odzwierciedlenie choćby części jego smaku i wyrafinowania. Wybrali coś dla siebie i na tych motywach stworzyli widowisko zabawne i wyraziste. A że hasło "Słowacki wielkim poetą byl" jest nieprzekładalne na język tańca - to i przed premierą i po niej jest na pierwszy rzut oka widoczne.



Katarzyna Gardzina-Kubała
Ruch Muzyczny
25 marca 2015
Spektakle
Pupa