Puste uniesienia

Słowo „klaps" na początku tytułu przedstawienia Johna Weisgerbera, które oglądać możemy na deskach Teatru Polonia jest w zasadzie jedyną modyfikacją w odniesieniu do nazwy głośnej książki E. L. Jamesa „Pięćdziesiąt twarzy Greya". Czy nawiązuje do klapsa filmowego, czy może wraz z kontrowersyjnym plakatem sugeruje erotyczne sceny? Z pewnością spektakl ten jest błyskotliwym i nieszablonowym pastiszem książki, która podbiła serca kobiet na całym świecie, mimo iż została wyśmiana i mocno skrytykowana przez literaturoznawców.

W przedstawieniu „Klaps! 50 twarzy Greya" występuje jedynie trójka aktorów. Jednym z nich jest autorka trylogii „Pięćdziesiąt odcieni" - E.L. James (Marta Walesiak), która rozpoczyna swoją opowieść, gdy jej mąż oraz dzieci wyjeżdżają na weekendowe wakacje. Znajduje wówczas upragniony spokój, aby spełnić swoje marzenie o napisaniu książki i, jak sama mówi,stworzyć dzieło życia. Bohaterka zauroczona powszechnie znanymi wątkami miłosnymi z wielu współczesnych książek i filmów, podejmuje próbę zaspokojenia pragnień kobiet na całym świecie. Zdesperowana swoim zwyczajnym i monotonnym życiem, puszcza wodze fantazji i tworzy idealne, zupełnie oderwane od rzeczywistości postaci. Na początku spektaklu pseudopisarka kreuje niezdarną i niedoświadczoną dziewczynę Natashę (Magdalena Lamparska) oraz bardzo przystojnego Hugha Hensona (Mateusz Damięcki), milionera, jak się później okazuje, z silnymi skłonnościami do sadyzmu. Cały spektakl opiera się na ich historii miłosnej wzbogaconej o liczne, bardzo szczegółowo opisane w książce sceny erotyczne. Bohaterowie pozostają w ciągłym kontakcie z autorką, która pisze na komputerze scenariusz ich życia. Postacie komicznie spierają się z pisarką o swoje losy, a w powstałej farsie bierze udział także publiczność, mająca możliwość wcielenia się w rolę epizodycznych bohaterów, na przykład Natasha udziela głosu widzom, znajdując wśród nich swoich potencjalnych byłych partnerów.

Dla urozmaicenia pastiszu wykorzystane zostały banalne motywy. Autorzy scenariusza parodiują je oraz dodają momentami zabójczo śmieszne i szalenie idiotyczne dialogi. Na wyróżnienie zasługujeświetne tłumaczenie Bartosza Wierzbięty. W efekcie pastisz łatwo ściąga do teatru rzesze widzów, podobnie zresztą jak w przypadku oryginału, który wbrew, a może właśnie dzięki krytyce, zrewolucjonizował rynek literacki. Z powodu wyśmiewania motywów zawartych w książce,istniejeniebezpieczeństwo urażenia tych, którym przypadła ona do gustu i właśnie dlatego wybrali się na spektakl.

Głównym środkiem wyrazu w przedstawieniu jest wszechobecny w dzisiejszym świcie kicz, który tak bardzo wypełnia scenę, iż po pewnym czasie zabawny spektakl staje się męczący, motywy powtarzają się, a pikantne sceny tańca lub śpiewu przypominające kabaret nie mają nic z subtelności, o której zapewnia opis spektaklu. Celowo zastosowane zostały kiczowate rekwizyty oraz przerysowanie postaci. W większości jednak sceny są przekomiczne, a dialogi, wskazujące na brak logiki i realności w książce, na sali teatralnej wywołują salwy śmiechu. Dodatkową atrakcją dla kobiet okazuje się striptiz w wykonaniu Mateusza Damięckiego. Spektakl staje się nieco nużący, gdy zaostrza się język bohaterów (liczne wulgaryzmy), a napięcie erotyczne jest sztucznie utrzymywane.

W przedstawieniu wyraźnie podkreślono zakłamanie autorki książki - E.L.James, która historię swojego życia ubarwia i idealizuje, aby wydobyć na powierzchnię infantylne pragnienia współczesnej cywilizacji. Spektakl podkreśla, że zarówno kobiety, jak i mężczyźni traktują seks wyłącznie przedmiotowo. Pokazane w „Klaps!50 twarzy Greya" puste uniesienia pozostawiają nas na emocjonalnej powierzchni, podczas gdy jedynie właściwie przeżyte, głębokie relacje mogą upiększyć i wzbogacić życie człowieka.

Przedstawienie przeznaczone jest wyłącznie dla dorosłych widzów. Przed spektaklem, na zakończenie oraz w trakcie, zgodnie ze stylem przyjętym przez reżysera, na sali rozbrzmiewa tak głośno rozbrzmiewa muzyka popowa, że momentami czujemy się jak na dyskotece. Muzyka rozrywkowa służy rozluźnieniu oraz łamie stereotypy związane z teatralnym patosem. Zdawałoby się, innowacyjny sposób spędzania czasu, znany jest tak naprawdę od wieków. Teatr był nie tylko poważny i dystyngowany, ale przede wszystkim był miejscem spotkań i miał służyć oderwaniu się od codzienności. W Teatrze Polonia klimat spektaklu zaspokaja tę ludzką potrzebę i wprowadza w przyjemny stan relaksu. Jeżeli komukolwiek dziś wydaje się jeszcze, że teatr to miejsce wyłącznie dla „sztywniaków" i „poważnych" osobistości, serdecznie zapraszam na „Klaps!50 twarzy Greya", który z pewnością rozwieje jakiekolwiek wątpliwości.



Julia Zdzieszyńska
Dziennik Teatralny Warszawa
23 kwietnia 2014