Pustka na plaży w Lubiewie

Próba sztucznego przedłużenia spektakularnego sukcesu zazwyczaj zwiastuje spektakularną porażkę. Są pewnie od tej zasady wyjątki, ale na pewno nie należy do nich Teatr Nowy, który próbując przeciągnąć zasłużoną popularność pierwszej części "Lubiewa", postanowił przedstawić publiczności dalszy ciąg przygód i przemyśleń Patrycji i Lukrecji.

Co prawda książka Michała Witkowskiego składa się z dwóch części, ale właściwie można mówić o tym, że każda z nich stanowi jakąś autonomiczną całość, nie wymagającą uzupełnienia. Nie wymagała go też realizacja "Lubiewa" nr 1, posiadająca zamkniętą strukturę i wyraźną pointę. Jednego i drugiego brakuje natomiast "Ciotowskiemu biczowi". Oczywiście, spektakl niekoniecznie musi zawierać te dwa elementy, ale w tym przypadku ich nieobecność to nie jedyny problem.

Tym razem rzecz dzieje się w publicznym szalecie i na plaży w Lubiewie, a narratorką nie jest Krystyna Czubówna, a sam Michał Witkowski, znany w środowisku także jako Michaśka Literatka. Wartkie opowieści podstarzałych ciot zastąpione zostały przez przydługawy wstęp chodzących co i rusz do toalety mężczyzn, próbujących się przedostawać między kabinami celem uprawiania seksu oralnego, pretensjonalne sceny złości Patrycji i Lukrecji, które dowiedziały się, że oto zostały przez wredną Michaśkę opisane w głośnej książce, wspomnienia komuny na plaży w Lubiewie i jakiegoś dziwnego podsumowania zawartego w monologu bezimiennego karła, które brzmi: wykluczeni też są nietolerancyjni.

Momentami można się było z tego wszystkiego pośmiać, bo sam widok zagrywających się po ciotowsku Sanakiewicza i Marchwińskiego jest dość rozbrajający. Ale poza tym - zieje pustką.

Sieklucki tym razem uciekł się do niepotrzebnej dosłowności, morza "kurw" i "chujów", otwierając jedną z kabin podczas, gdy Pati "ciągnęła druta" siedząc na sedesie. Czy oglądanie wielkiego, gołego tyłka Dominika Nowaka jest fajne i potrzebne? Kwestia gustu, ja wolę tyłki zdecydowanie mniejsze - choć nawet i te najpiękniejsze wzbudziłyby we mnie raczej niechęć, gdyby mi ktoś je podstawiał pod nos bez pytania.

Kolejne kilkanaście minut upływa na kazaniach babci klozetowej (Teresa Pawłowicz), która potem nagle w trudnych chwilach staje się sojusznikiem ciot i wyłoży się z nimi na leżakach nad wodą krzycząc "Komuno wróć!". Między tymi, jakże melancholijnymi scenami przewija się piękny Blondyn (Sylwester Piechura), do którego się wzdycha i któremu proponuje się seks. Blondyn jako znak nowych czasów nie może się na to zgodzić - seks bez miłości jest już przecież passe. Komuna jako symbol fantastycznego, dzikiego i brudnego ruchania z lujami jest już tylko pieśnią przeszłości. Zresztą podobnie jak luje, zniknął wszelki polot z opowieści o starych pedałach.

W konkursie na najmniej sensowny pomysł w "Ciotowskim biczu" wygrywa jednak pojawienie się na scenie Karła (nazwiska próżno szukać nawet na stronie Teatru, nie widnieje w obsadzie), który staje się obiektem kpin pozostałych bohaterów. Odpowiada na nie w końcu niewyraźnym, odkrywczym stwierdzeniem, że każdy jest taki, jaki się urodził.

Finał spektaklu zostaje okraszony jego krótkim monologiem o przykrościach jakich doznawał jako dziecko ze strony rówieśników. Strasznie to wszystko smutne i wzruszające, ale niestety - na siłę. O ile taniec śmierci w pierwszej części "Lubiewa" okazał się zabierającym uśmiech z twarzy zakończeniem sielanki, o tyle, mająca ambicję niesienia kaganka oświaty końcówka drugiej części, to już raczej wymuszone zagrywki prowizorycznie przyklejone tanią taśmą samoprzylepną do całości przedstawienia.

"Ciotowski bicz" może chyba jedynie zaspokoić tęsknotę i sentyment do scenicznych kreacji Patrycji i Lukrecji. I to tylko dlatego, że te dwie role budowane są przez aktorów wciąż tak samo i za pomocą takich samych środków. Żadnych nowych emocji nie wywołuje w nich nawet wspomniana męska piękność, dobierana przez reżysera ewidentnie z powodów czysto wizualnych. Ale co się dziwić - chudego blond kwiatu jest pół światu. I to nie tylko na plaży w Lubiewie.



Aleksandra Sowa
Teatr dla Was
12 września 2013