Radosne efekty uboczne dojrzewania

Tomek Valldal-Czarnecki, zachowując zdrowy dystans do otaczającej rzeczywistości, po raz kolejny pozwolił sobie na niebanalne odczytanie światów - tych zapisanych na kartach powieści i tych, które przemierzają młodzi ludzie w poszukiwaniu siebie. "Alicja w Krainie Cz." to pouczająca opowieść na temat wczesnego dojrzewania do ról społecznych z uwzględnieniem wszelkich okoliczności łagodzących. Dodatkowo, podjęcie próby klasyfikacji zdarzeń, postaci i dowcipu - może okazać się niewystarczające, bo liczą się według zalożeń realizatorów wyłącznie dobra zabawa i wyluzowanie.

Na stronie Teatru Komedii Valldal można przeczytać w zapowiedzi, iż "Alicja w Krainie Cz" będzie kompletnie nieodpowiedzialną i przerażająco absurdalną wersją powieści Lewisa Carrolla, z czym zgodzić się trzeba oraz wypada. Ingerencja Szymona Jachimka odciska piętno na wymowie poszczególnych scen i niekiedy powoduje dodatkowe uderzenia serca. Założenie scenarzysty, aby przysposobić bohaterów w zespół niekontrolowanych odruchów i odzywek, nie zawsze znajdowało uzasadnienie, szczególnie, jeżeli potraktować spektakl jako jedną z możliwości rozumienia języka i roli teatru. Jachimek, posiadając zdolność komunikacyjnego kolorowania rzeczywistości przy wykorzystaniu ostrych narzędzi werbalnych, wydaje się być autorem, który nie przejmuje się specyfiką gatunkową, akurat wziętą na warsztat. Wiele jego tekstów, "Alicję w Krainie Cz." również, można odczytywać jako próbę kontynuacji zabawy kabaretowej, gdzie często szuka się najprostszych efektów, aby wzbudzić zainteresowanie odbiorcy. Autor scenariusza zapomniał, że istnieje język literacki, który nadać może nowe wymiary poszczególnym działaniom i postaciom scenicznym. Rozmyślne i nagminne serwowanie "sucharów", banalizowanie puent, kolokwializmy, niewyszukany język gwary szkolnej, "mruganie" do widza, szukając z nim porozumienia w kwestionowanych wychowawczo sytuacjach rzeczywiście buduje przekonanie o absurdzie. Ale czy zamierzonym? Warto zauważyć przy tym, że dla większości zgromadzonej premierowo publiczności wymieniony zestaw uwag nie stanowił problemu, tylko powód do uciechy. Nie wiem tylko, czy nierówne tempo akcji, było również powodem do radości.

Jeżeli masz problem z "odpaleniem" filmu, kliknij tutaj.

Zeszłoroczna "Księga dżungli" stworzona przez ten sam zespół realizatorów odniosła popisowy sukces przede wszystkim dzięki inteligentnej, także na poziomie tekstu, rozrywce skierowanej do dzieci i młodzieży. W "Alicji..." zabrakło chyba determinacji. Zauważalne są nadal zgranie i oddanie całego zespołu realizatorów i wykonawców, skonstruowano wielkofomatowe widowisko, zadbano o wiele składników, jak kostiumy, scenografia (mimo prostoty, była wielofunkcyjna i przemyślana), choreografia (Vilde Valldal-Johannessen), muzyka, jednak ma się wrażenie, iż jest to przede wszystkim przedsięwzięcie kończące pewien etap (roczny) pracy z dziećmi i młodzieżą, a nie wypowiedź poszukująca. Owszem, wyłania się pewne przesłanie do młodych, aby się nie izolować i szukać kontaktu z rzeczywistością pozatechnologiczną, owszem, pokazane są urokliwe dziwy i dziwolągi przyjaźnie nastawione i towarzyszące w męczącej drodze ku dojrzewaniu, czemu należy poza nawiązaniami do powieści, przypisać również funkcję integracji społecznej. Należy również docenić zabawy słowem, jak np. "tytoń, Tytoń Przemysław ", czy " abc, cba, cbś", które w radosny sposób komentują polską rzeczywistość. "Szymanistę na odwrót stojącego jadąc" należy zaliczyć także do udanych pomysłów.

Największym atutem spektaklu, poza zaangażowaniem młodych aktorów, jest warstwa muzyczna. Artur Guza zadbał o róznorodność stylów i rytmu, zachowując szczególną dbałość przy kompozycjach piosenek (dobre teksty: Szymon Jachimek). Mnie najbardziej przypadła do gustu "scena tytoniowa" i wykonywany w niej utwór przez wielopłciową dźdźownicę (z wyrazistym, sprawnym liderem, Kacprem Dykbanem), pomysłowo ubraną i przygotowaną znakomicie do jednokierunkowego ruchu oraz wszystkich trudności z tym związanych. Wyróżniały się również Kwiaty, które pomimo wydawania z siebie zbyt częstych pisków, rytmicznymi westchnieniami komentowały swój stosunek do bajkowej niezaradności niektórych postaci. Ciekawie organizował publiczność "kapelusznik" Czarek-Marek (Bartosz Okroj, który wymiennie gra tę rolę z Jakubem Oleszczukiem).

"Alicja w Krainie Cz.", łącząc powieściowe historie z kroniką szkolnych wypadków Julii, jest przykładem pozytywnego "klejenia" talentów i zaangażowania. Mimo pewnych niedociągnięć wynikających być może ze skali przedsięwzięcia (40 osób na scenie, 70 w obsadzie; a wszscy nieletni i niepoważni), warto wybrać się w niebanalną podróż, która przy realizatorskim założeniu braku powagi, gwarantuje mniejsze i większe skutki uboczne. Liczę, że już niedługo Port Gdynia, na terenie którego, na Scenie Koncertowej przy ul. Rotterdamskiej, odbywają się spektakle, zainwestuje w profesjonalbne oświetlenie, a może nawet powiększenie sceny, co znacznie podniosłoby walory prezentowanych tam przedstawień.



Katarzyna Wysocka
Gazeta Świętojańska
9 czerwca 2016