Rafał Urbacki

ciała tańczących w polsce nie przeczytały jeszcze tak naprawdę bourdieu butler agambena i deleuze'a ani posthumanistów. to ruch który produkowany jest przez artystów posłusznych wobec utrwalonych ścieżek estetycznych i programów kuratorskich. tancerze i tancerki w polsce to posłuszni. zamiast olać cały ten komercyjny na miarę niszy jaką jest szlam ich taniec. jest tylko taki jaki opłaca się garstce producentów - manifest Rafała Urbackiego, tancerza i performera, przygotowany na seminarium w Muzeum Sztuki Nowoczesnej.

wieczorem kochałem się z moim facetem. skończyłem w nim. było nam cudownie. całowałem go. zostawiałem mokre ślady potu na jego skórze. powstał hommage a solidarność. tym razem to innej solidarności. nie tej tak czule przyjętej przez ewę partum. teraz to jest już jasne i może nawet ostentacyjne. po finale gdy dyszymy wciąż blisko. czekam aż ktoś podejdzie znienacka. widz. chwyci mnie za ramię. zechce o tym porozmawiać. bo to polityka. bo to sprawy które nie powinny zostawać tylko w sypialniach ani jako niezrealizowane pliki edytorów tekstowych.

jeśli we wniosku ministerialnym umieszczę opis tego działania to nigdy nie dostanę grantu na produkcję pozostając wciąż słabowitym artystą-improduktywem.

jeśli rozpiszę wniosek bez tego działania a zrealizuję je na scenie to będę polskim NEA One. bo cofnie mi się dotację.

jeśli zrobię to z udziałem widzów to na pewno z jakiegoś powodu zostanę oskarżony o obrazę uczuć religijnych bo solidarność to dobro narodowe tej ziemi na przykład.

jeśli zrobię to wyłącznie dla środowiska tanecznego to nikt oficjalnie mi tego nie powie ale pójdzie głos że jestem perwerem i że tego kolesia nie powinno się zapraszać na festiwale.

jeśli opowiem o tym na scenie nie realizując tego zostanę oskarżony o ekshibicjonizm. odważnym będę że mam czelność opowiedzieć o cenzurze ale nie o tym wówczas będzie to działanie.

jeśli to zatańczę to nikt nawet na to nie wpadnie że w tym działaniu może kryć się polityka. nauczono widza że taniec nad wisłą z założenia nie chce być polityczny.

jeśli ułożę to na kogoś innego to będę tchórzem jeśli tego nie zrobię też będę tchórzem.

a pieniądze na projekt są dla artysty jak powietrze.

mogę też odsprzedać ten pomysł komuś na allegro. wówczas znowu jestem na etapie pracy związanej z nieprzemakalnością narracji w systemie. a ja powinienem iść dalej.

sytuacja jest taka że ja-artysta jestem w dupie swojego chłopaka a potem bez grantów mogę wskoczyć pod prysznic i szukać pracy w jakiejś knajpie. bez realizacji projektu.

żeby nie było. nigdy nie chciałem zrobić takiego działania. chciałem tylko zwróć waszą uwagę na problem. jako artysta choreograf chciałbym zacząć myśleć o swoich projektach bez widma cenzora w postaci komisji stypendialnych lub kuratorów.

po każdym performansie tanecznym z którego wyszedłem w ubiegłym roku mogłem powiedzieć to samo. to był dobry spektakl. podobało mi się to. niczego z tego nie będę pamiętał po tygodniu. może tylko niewykorzystane potencjały pomysłów które konstruują we mnie poczucie frustracji i wkurwu że zabrakło twórcom odwagi. dziś nie jest już modne zanudzanie widza. wgrywanie mu poczucia winy że nie wie nie podąża za twórcą. taniec w polsce jest zachowawczy i oderwany od rzeczywistości społecznej. nie ma odpowiedniego systemu produkcyjnego a ten który istnieje jest sterowany przez kilku kuratorów i prywatne pieniądze które idą na jedyny konsekwentny program kuratorski wymagający już nieco odświeżenia natomiast instytucje publiczne rozdają dotacje bez kompleksowego programu trochę bezmyślnie. tym właśnie zdaniem powinna zacząć się pierwsza książka o tańcu współczesnym w polsce. choreografowie eksperymentują bez poczucia ryzyka tworząc spektakle które podobają się kuratorom. kuratorkom częściej.

ciała tańczących w polsce nie przeczytały jeszcze tak naprawdę bourdieu butler agambena i deleuze'a ani posthumanistów. to ruch który produkowany jest przez artystów posłusznych wobec utrwalonych ścieżek estetycznych i programów kuratorskich. tancerze i tancerki w polsce to posłuszni. zamiast olać cały ten komercyjny na miarę niszy jaką jest szlam ich taniec jest tylko taki jaki opłaca się garstce producentów. poza tym taniec współczesny jest nieopłacalny i co za tym idzie nieopłacany należycie. posłuszni wiedzą że jeżeli ich ciała nie zrobią wszystkiego czego się od nich oczekuje to na rynku tańca zostaną eksterminowani. system ten tworzy wydarzenia bez kontekstu społecznego bez wyczucia momentu historycznego i przestrzeni. to zdarzenia bez aury. jeśli już muszę przyznać się do jakiegoś autora inspiracji.

zabrakło nam ojcobójców bo zabrakło refleksji że można się czemuś sprzeciwić. w ostatnich latach więcej jest matek. ale młodzi orestesi nie dostaną kieszonkowego od matek ani państwa na rewolucję. przeszczepia się więc prezentuje zamiast podejmować dyskusję. remiksy które stały się modne w ostatnich latach wychodziły lepiej ludziom teatru którzy mają świadomość ciągłości tradycji i jej redefinicji. cykl remiksów w komunie otwock był dla mnie opowieścią o tym jak choreografowie polscy nie radzą sobie jeszcze z odejmowaniem pamięci i zasobów które wpakowano im w ciała. zabrakło refleksji na poziomie kontekstów innych niż osobiste linkowania.

jeszcze do niedawna odważne było stanąć naprzeciw publiczności w bezruchu tańczyć poza rytmem improwizować bez wykorzystania techniki albo wykorzystać ruch oparty o napięcia w ciele anestetyczny. sztuka jednak idzie już w nieco innym niż tylko estetyzującym albo samourefklesyjniającym się kierunku. gdy oglądam spektakle kolegów i koleżanek z mojego pokolenia widzę nieobecność. oczy sfokusowane do wewnątrz. inside. oczy podniesione ale które nie widzą widza. oczy które skierowane są na widza. bynajmniej nie człowieka uwikłanego w jakąś szerszą strukturę społeczną. w tym spojrzeniu kryje się wyłącznie posłuszeństwo performera realizującego performans na zamówienie. bezpieczny i niezaangażowany flow ruchu. to co widzę w tych oczach jest całkowitym zaprzeczeniem artist is present. ten artysta jest uśpiony nieczuły na mnie nie reprezentuje mnie. ani nie chce opowiedzieć się wobec mnie. jest nieciekawy na zasadzie wzajemności bo i ja go nie ciekawię. nieangażujący zawieszony między pustą

przestrzenią postindustrialną muzyką i podłogą baletową. czas który mi zaaranżowano nie zaangażował mnie. mam do dyspozycji tylko klocki z których artysta zbudował performans. ten sam performans mógłby powstać gdziekolwiek indziej. osobiste a nieodważne nigdy nie będzie polityczne.

w tym miejscu powinien zainterweniować krytyk z zapleczem historycznym tworzącym ramę dla zjawisk performerskich. krytycy w polsce schlebiają posłuszeństwu. utrwalają stan rzeczy. nie stymulując i nie wspomagając twórców tekstami które by ich obudziły. krytycy tańca są posłuszni wobec systemu redakcji czasopism specjalistycznych teatralnych. nie wszystko mogą napisać i nie o wszystkich. panuje też przekonanie że gdy się napisze złą recenzję i będzie to jedyna recenzja performansu to praca artysty zostanie skazana na natychmiastowe unicestwienie. więc lepiej milczeć i oglądać potem kolejne zachowawcze tchórzliwe takie-same zdarzenia? jak wy możecie patrzeć a patrzycie najczęściej na ten cały ucisk ciała spowodowany wymogami rynku?

najbardziej nieposłuszni bywają widzowie bo oni wnoszą kontekst nazwijmy to życiem. nie obawiają się mówić że to co zobaczyli było nudne że nie zrozumieli albo po prostu wychodzą w trakcie trwania zdarzenia. to jest ruch autentyczny ale z innym wektorem. outside.

zakończę ckliwie. i jakoś tam poszukując punctum sytuacji. pewnie nie tylko ja przyglądam się twarzom widzów podczas performansów tanecznych. zauważyliście co przynoszą w spojrzeniach. taką nadzieję na identyfikację z ciałami które za chwile będą przed nimi. w miarę upływu czasu ta identyfikacja nie następuje i jest coraz słabiej. choreografia na powieki i udawana walka między kobietami. nieudana. po co? albo ramiona i łopatki ubrane w dojrzałą kobiecą nagość która zda się mienić czymś odległym jakże prostym niemal genialnym ale nie. nieskończenie nużąca błahość jakiś fałsz a może tani ekshibicjonizm. ileż było już takich mdławych scenicznych portretów. takich intymnych intymistycznych. wiotkich? raczej słabych. albo nieustannie poruszające się leniwe lub w drgawkach ciało innej tancerki dotowanej ministerialnie. widzowie już wiedzą że to nie ten habitus ruchowy. to w ogóle nie to. nie chodzi też o to że najczęściej to ciało kobiece. stają twarzą w twarz z performerką performerami którzy ich nie dostrzegają. najczęściej nawet nie podnoszą wzroku i starają się być nieobecni tak samo jak ich sztuka na mapie kulturalnej polski. pogrążeni w swoim posłuszeństwie. śpiące królewny polskiego tańca wolę rozpisywać nowy hommage na ciele mojego mężczyzny



Rafał Urbacki
Materiał nadesłany
2 marca 2013