Realistyczny obrazek z czasów wojny

Najnowsza realizacja dramatu Jarosława Iwaszkiewicza "Pod akacjami" pokazuje i potwierdza zarazem jak wielkie ta literatura stawia teatrowi wymagania. Napisany jesienią 1945 roku tekst, choć bardzo długo niepublikowany, korzysta w przedmiocie pisarskiej refleksji z konstrukcji fabularnej i emocjonalnej atmosfery dobrze znanej z "Matki Joanny od Aniołów", "Sławy i chwały" i - przede wszystkim - z opowiadania "Kościół w Skaryszewie", gdzie również katolicki ksiądz bierze na swe barki, niczym krzyż, wykonanie wyroku po to, by ratować dziewiętnastoletniego młodzieńca przed śmiertelnym przewinieniem, jakim jest morderstwo.

Iwaszkiewicz próbuje rozwiązać tajemnicę istnienia zła i jego istoty w świecie stworzonym przez Boga. W "Pod akacjami" ksiądz Węgrzyn nie pozwoli niewinnemu Józiowi strzelić do volksdeutscha Brauscha i barmanki Flory, w której konspiracyjny sztubak się zakochał niemalże od pierwszego wejrzenia.

Reżyser Grzegorz Mrówczyński, zbyt wierny literze tekstu a nie jego duchowi, i Małgorzata Treuttler (scenografia), skupili się w Teatrze Rampa, być może z racji ubogich możliwości techniczno-przestrzennych Sceny Mrowisko, głównie na pokazaniu dramatycznej sytuacji, bez próby skonfrontowania jej choćby z miejscem akcji, które pomimo wojny wraz z początkiem wiosny jest u Iwaszkiewicza scenerią bliższą sielankowej i niefrasobliwej Arkadii. Letniskowa kawiarenka w Podkowie Leśnej, podczas okupacji, w warszawskiej realizacji jest zaledwie pozbawionym szczegółów tłem do konfliktów, realistycznie budujących dramatyczną tkankę spektaklu. W tak ciasnej i jednoznacznej przestrzeni, pozbawionej pierwiastka nieuchwytności czy metafizyki, nie najłatwiejsze zadanie mieli aktorzy. Widać było, że statyczność i ograniczenie ruchu więzi również ich ciała. A przecież autorowi "Maskarady" zależało przede wszystkim na tym, byśmy mieli na scenie do czynienia z żywymi ludźmi działającymi w prawdopodobnych okolicznościach. Stąd też zderzenie dojrzałości aktorskiej Marka Frąckowiaka, wcielającego się subtelnie i przekonywająco w rolę księdza, który musi stoczyć niełatwy pojedynek ze sobą, by oddać siebie w ofierze, z częścią mniej doświadczonych czy też debiutujących aktorów (Adria Jakubik jako Flora) jest momentami dość bolesne. O ile Frąckowiakowi, również wymiarze duchowym, bez trudu, nawet wtedy gdy wpada w histerię czy patos, udaje się uwiarygodnić postać duchownego, zarówno w temperamencie, jak i w warstwie psychicznej, o tyle młodsi wykonawcy popadają niekiedy w zbytnią infantylność lub pozbawioną rodzajowości bezbarwność (Łukasz Błaszczak w roli Pana Kamińskiego). Markowanie konfliktów i relacji między bohaterami powoduje, że spektakl jest aktorsko chropowaty, choć zarówno Jakubik, jak i grający rolę Józia Piotr Mrówczyński (sugestywna prezentacja braku świadomości, naiwności i niewinności), potrafili w kilku scenach pokazać, że tkwią w nich jeszcze spore możliwości, których tutaj do końca nie wykorzystali.

Zabrakło chyba najbardziej umiejętności prowadzenia dialogu, który by opuścił okopy konwersacji gładkiej, eleganckiej, referującej i przez to pozwolił na precyzyjne skonstruowanie postaci wychodzących poza pewien rodzaj sztuczności założonej przez autora konwencji. Tylko w ten sposób można dzisiaj w tym dobitnym i efektownie napisanym utworze zbudować całą harmonię wszystkich napięć, punktów kulminacyjnych, "pustych miejsc" konfrontujących antagonistyczne postawy konspirujących bohaterów; wydobyć z dramatu ukrytą głębię i bogactwo na temat takich wartości jak miłość, wierność czy honor. Budowanie prawdy scenicznej nie uda się bez odkodowania przez aktorów misternie utkanej partytury, bez interpretacji pozwalającej na zsynchronizowanie schematu postaci z własną osobowością i indywidualnością. Mrówczyński stworzył w Rampie pozbawiony szerszego kontekstu realistyczny obrazek, w którym nie do końca wybrzmiał cały niepokój problematyki etycznej i metafizycznej dramatu Iwaszkiewicza.



Wiesław Kowalski
Teatr dla Was
14 stycznia 2013
Spektakle
Pod Akacjami