Regres, czyli Fernandel

Przy wejściu dla artystów do Opery Bałtyckiej mamy dużą tablicę, gdzie wieszamy ogłoszenia, zarządzenia i recenzje. Od 2008 roku, kiedy jestem tu dyrektorem, wieszam tam wszystkie wypowiedzi prasowe o naszych spektaklach, nawet jeśli są bardzo krytyczne, czy wręcz napastliwe. Zespół musi wiedzieć, jak nasza praca jest oceniana i co czytają o niej ludzie, którzy nigdy u nas nie byli.

Ostatnio wieszałem recenzję pani Korbut z błyskotliwie sformułowanym, chociaż nie mającym nic wspólnego z prawdą, tytułem „Reżyser udusił Otella". Myślałem, że koncepcja „Dziennika Bałtyckiego", żeby położyć kres mojej dyrekcji na tym się wyczerpie. Jednak po premierze „Burzy" ukazała się recenzja Jarosława Zalesińskiego, która jest pierwszym od siedmiu lat tekstem, jakiego nie zawiesiłem i nie zawieszę.

Nie dlatego, że jest napastliwa, bo takich mieliśmy wiele, szczególnie tego autorstwa, ale dlatego, że jest tak sprzeczna z rzeczywistością BTT, że nie mogę jej potraktować poważnie i uznać za miarodajną ocenę działalności naszego zespołu teatru tańca.

Ta rzeczywistość to wielki postęp w ciągu ostatnich kilku lat, a szczególnie podczas ostatniego sezonu. To „Burza" – jeden z najpiękniejszych spektakli, jakie widziałem w swoim długim życiu teatralnym, a z pewnością najlepszy z tych wspaniałych, jakie tancerze Opery Bałtyckiej zaprezentowali w czasie mojej dyrekcji. Taką ocenę wystawiają nie tylko miłośnicy BTT, ale i ci, którzy do tej pory wielkimi entuzjastami ich pracy nie byli. Liczne głosy chwalące inscenizację i choreografię są wzbogacane o te, które dostrzegają rozwój zespołu i pojawienie się nowych znakomitych indywidualności. Obok niezawodnego Filipa Michalaka w głównej roli oraz Beaty Gizy obsadzonej w brawurowej partii Anioła Śmierci i z tej racji pojawiającej się na zakończenie spektaklu, kiedy życie Prospera dobiega kresu, a nie dlatego, że została „zepchnięta", jak pisze recenzent, mamy tu kilka nowych osobowości z Turą Gomez Col na czele, z Nayą Monzon Alvarez i Oskarem Peresem Romero, Julią Sanz Fernadez, Alicią Navas Otero i Joelem Mesą Gutierrezem, żeby zacząć wymieniać od Hiszpanów. Jest nasza cudowna Japonka Sayaka Haruna. Są dwaj świetni tancerze z Ukrainy Oleksandr Khudimov i Nikita Vasylenko, Australijka Emma Jane Howley, Włoch Jacopo Grabar i Brazylijczyk Joao Paulo de Castro Franca, wreszcie „last but not least" Beniamin Citkowski po warszawskiej szkole baletowej, który bardzo wzmocnił polską grupę z Pauliną Wojtkowską, Elą Czajkowską -Kłos, Agnieszką Wojciechowską, Bartkiem Kondrackim i Radosławem Palutkiewiczem.

Tak wygląda aktualnie nasz zespół po rekonstrukcji ekipy, kiedy do bajecznej Pragi odeszło dwóch tancerzy i ich koleżanka, a dwoje naszych zasłużonych solistów wybrało beztroskie życie free lancerów zamiast codziennej ciężkiej pracy w BTT. Nie odwołaliśmy podczas tego zawirowania ani jednego spektaklu, a obecna ekipa jest zdecydowanie lepsza od poprzedniej pod względem artystycznych możliwości i technicznego wyszkolenia. Wspomnianemu recenzentowi wciąż brakuje Frani Kierc, która zdecydowała się na założenie rodziny i urodzenie dziecka. Ale jej wybór innej drogi życiowej w żadnym wypadku nie usprawiedliwia sformułowania, że w BTT nastąpił regres. Ten termin jest tak absurdalny i niesprawiedliwy w obliczu ostatnich dokonań zespołu, że doszliśmy do wniosku, iż ten lapsus błyskotliwego i zasłużonego przecież w Trójmieście dziennikarza musi być jakąś horrendalną pomyłką, bo chodziło mu zapewne o zauważony przez wszystkich progres. Podobnie jak pomylił się wymieniając, zamiast Ferdynanda w „Burzy", jakiegoś Fernandela.



Marek Weiss
Weissblog
2 czerwca 2015
Portrety
Marek Weiss