Restytucja czy prostytucja?

Klasykę można potraktować różnie. Jedni widzą ją jako dostojną damę w etolach i batystowych rękawiczkach, przebywającą w elitarnych salonach. Próbują wkraść się w jej łaski; uniżeni, usłużni, nieco nieśmiali i niepewni swoich racji starają się nawiązać dialog nieubliżający żadnej ze stron. Chłoną ją i podziwiają, wierząc, że wielkość podziwianej damy opromieni także ich samych

Natomiast dla innych Klasyka to panienka lekkich obyczajów, która czeka na rogu pod uniwersytetem, aż zjawi się klient. Tacy władczym ruchem biorą Klasykę w posiadanie, żywiąc niewzruszone przekonanie, że jako prostytutka pozostaje na ich usługach. I mogą z nią robić, co chcą.

Strzępka i Demirski dostrzegli potencjał tkwiący w dziełach powszechnie uznanych za arcydzieła i szczytowe osiągnięcia myśli artystycznej, opierające się z powodzeniem destrukcyjnemu wpływowi czasu oraz zmieniającym się estetykom. Zwrócili się ku „Wujaszkowi Wani” Antoniego Czechowa, tworząc spektakl pod zagadkowym tytułem „Diamenty to węgiel, który wziął się do roboty”. Oglądając przedstawienie, zadałam sobie pytanie, kim jest Klasyka w tym ujęciu? Salonową damą czy kobietą sprzedającą miłość za pieniądze?

„Wujaszek Wania” świetnie wpasował się w wizję świata kreowaną przez duet z Wałbrzycha. Czechow z lubością malował portrety ludzi swojego wieku, ludzi sfrustrowanych, biernych, niezdolnych do niczego poza wylewaniem z siebie potoków niepotrzebnych słów. Karykaturował Rosję feudalną, stając się jednym z najbardziej bezlitosnych sędziów sumienia. Demirski dopisał kolejny akt do sztuki Czechowa, starając się oddać sytuację Polaków po transformacji ustrojowej oraz ekonomicznej. Postać profesora Sieriebriakowa ewidentnie nosi rysy Leszka Balcerowicza, który wywrócił rzeczywistość społeczną do góry nogami. Jednak ludzie nie stawiają mu pomników, nie czczą jako ojca narodu. Wręcz przeciwnie, Wujaszek Wania w dalszym ciągu wykazuje krwiożercze instynkty i poluje na człowieka, który zgotował mu los nie do pozazdroszczenia. Mimo upływu dwudziestu lat od przemiany Wania, odziany w dres i sponiewieraną marynarkę, w dalszym ciągu nie ogarnia świata. Czuje się skrzywdzoną ofiarą wykluczoną ze społeczeństwa kapitalistycznego, gdzie wartość jednostki oblicza się za pomocą algorytmu przydatności produkcyjnej (dodajmy: opracowanego przez neoliberalnych, bezlitosnych ekonomistów bez czci i wiary). Tylko przestrzeń domu pozostaje swojska i bezpieczna, ponieważ w pokoju nadal stoi ta sama rozlatująca się meblościanka ze sklejki, ustrojona kiczowatymi figurkami z poprzedniej epoki, a na przyjazd gości rozciąga się ten sam stół, na którym dumnie piętrzą się słoiki z ogórkami i wódka.

Strzępka i Demirski odgrzewają na scenie prastary podział na Polskę A oraz Polskę B, kraj ludzi bogatych oraz kraj ludzi zapomnianych przez Boga i rząd. Chcą wstrząsać sumieniami, tworząc kolejny lewicujący spektakl oparty na pokazywaniu biedy, zacofania i egzystencjalno-ekonomicznej samotności jednostki. Plan szczytny i ambitny, jednak czy autorzy powiedzieli nam cokolwiek na temat współczesnej rzeczywistości? Czy postawili jakąś wstrząsającą diagnozę, która zrewolucjonizuje nasze postrzeganie społeczeństwa? Osobiście sądzę, że nie. Za to widzowie mogą poczuć na twarzy leciutki wiaterek populizmu za trzy złote.

A jednocześnie „Diamenty to węgiel, który wziął się do roboty” to dobrze zrobiony spektakl na przyzwoitym poziomie. Włodzimierz Dyła wcielający się w postać Wujaszka Wanii znakomicie wykorzystał możliwości, jakie skrywała ta rola. Jest przekonujący, szalony, a także nieco demoniczny. Także Aleksandra Cybulska zasługuje na najwyższe słowa uznania za postać Soni – młodej córki profesora, która utknęła na prowincji i która stara się bronić za wszelką cenę dobrego imienia ojca.

Równie interesujące są niektóre zabiegi formalne. Strzępka konsekwentnie usiłuje rozbijać formułę klasycznego spektaklu. Dlatego umiejętnie zaciera granice między sceną a publiką: aktorzy rozdają widzom kapcie, zapraszają do wspólnego stołu, częstują ciastem oraz napojami wyskokowymi. Zaskakują również kwestie autotematyczne – bohaterowie wiedzą, że występują w teatrze, wiedzą, że odgrywają sztukę, której zakończenie dobrze znają. Rozdzielnie poziomu fikcji, „rzeczywistości”, żonglowania autokomentarzem staje się właściwie niemożliwe, a jednocześnie decyduje o autonomiczności teatru Strzępki i Demirskiego.

Czechowa potraktowano w „Diamentach…” w sposób instrumentalny. Rosyjski mistrz dostarczył artystom wzorców osobowościowych oraz osi konstrukcyjnej, zdejmując tym samym ze współczesnych dramaturgów przykry obowiązek tworzenia własnych historii, własnych postaci. „Wujaszek Wania” doskonale pasował do tez postawionych a priori przez Demirskiego, więc się nadał. W tym konkretnym przypadku Klasyka okazała się ladacznicą nie lada.



Monika Wycykał
Dziennik Teatralny Katowice
3 sierpnia 2010