Rewelacyjne przedstawienie w Grotesce

Jak opowiedzieć o zapachu nasyconych kolorem płatków rozkwitających kwiatów, delikatności koronki rozwianego na wietrze welonu, muśnięciu palców ukochanej istoty i kształcie jej ciała, które oddać może jedynie miękkość pędzla?

Jak opowiedzieć o przeciwnościach losu, które mają wykrzywioną twarz koguta, smutne oczy osła i tępe spojrzenia chłopa z widłami? Słowa są tu bezradne, zbyt płaskie, by dotknąć dwóch wymiarów malarskiego płótna. Dlatego też ani jedno z nich nie pada w przepięknym przedstawieniu Adolfa Weltschka "Hommage a Chagall", granym na scenie Teatru Groteska. 

O triumfie wielkiej miłości Marca Chagalla do żony Belli, o tym, jak życie można zaczarować w dziele sztuki i o tym, czym jest siła wyobraźni, która w najgorszych czasach pozwala unosić się nad ziemią, reżyser opowiedział niezwykłymi obrazami, skąpanymi w muzyce i magicznym chagallowskim nastroju. Wraz ze scenografem Małgorzatą Zwolińską stworzył świat, w którym uosobieniem miłości żydowskiej matki jest grający w jej brzuchu malutki klarnecista. 

Świat, w którym rodzice zabraniający córce wyjść za mąż za ubogiego malarza zaklejają jej oczy banknotami i w którym zakochany artysta marzy o ciele dziewczyny unoszącym się nad małym żydowskim miasteczkiem. W trakcie tej sennej jawy zjawiają mu się postacie z jego obrazów, tajemnicze, majaczące w tle istoty i te całkiem realne w niezwykłych, mówiących o nich wszystko maskach. 

To owe postaci, poruszając się ekspresyjnie (w czym wielka zasługa aktorów świetnie prowadzonych przez choreografa Katarzynę Skawińską), i niemal wtapiając się w niemilknącą muzykę Romana Opuszyńskiego, zmieniają wokół siebie sielską rzeczywistość Witebska, sprowadzając na świat rewolucyjną pożogę. 

Płonie miasto, krew spływa z piersi karmiących matek i buńczucznych chłopów, a z góry zwisa zarżnięta krowa. Apokalipsa, po której nic już nie będzie takie samo. Mali ludzie w ciele malutkich drewnianych lalek poruszanych nitkami, które trzyma w ręku Bóg, upadną zmęczeni na żydowskim cmentarzu. 

Tam będą szukać wytchnienia i spokoju, aż bezimienna dłoń wsadzi je do zegara o jednym skrzydle, który poleci z nimi do góry, ulotny niczym zaklęty w starym mechanizmie czas. 

Twórcy przedstawienia nie zostawiają nas jednak w nostalgicznym nastroju. Na scenie, tak jak na obrazach Chagalla, zatriumfuje radość życia i miłości. Pojawi się cyrk, w którym woltyżerka pokaże nam swoje akrobacje na koniu, grające na różnych instrumentach postacie zabiorą nas tam, gdzie dobro zwycięża zło, a poetycka metafora bardziej przemówi do wyobraźni niż prosty przekaz. 

Dlatego o spektaklu "Hommage a Chagall" tak naprawdę nie da się opowiedzieć w gazetowej recenzji. Płaskie słowa nie oddadzą różnorodności wrażeń, jakie niesie ze sobą spektakl Adolfa Weltschka. To po prostu trzeba zobaczyć.



Magda Huzarska
Polska Gazeta Krakowska
25 września 2009
Spektakle
Hommage a Chagall